# 150
Kolejny miesiąc, kolejny dzień... kolejny 20-sty... 4 m-ce razem... W związku z tym mała niespodzianka :)
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
Kolejny miesiąc, kolejny dzień... kolejny 20-sty... 4 m-ce razem... W związku z tym mała niespodzianka :)
Dzień dobiega końca... Jak minął...? Całkiem przyjemnie. Dzisiaj z moim Słoneczkiem byliśmy na musicalu "Koty". Podobał mi się. Bardzo fajnie tańczą, mają fajne stroje i charakteryzację. Scenografia zmienia się dość dynamicznie w trakcie spektaklu. Muzyka świetna, z tekstami już nieco gorzej. Nagłośnienie też do idealnych nie należało, bo części piosenek nie sposób było zrozumieć. Ale i tak warto było pójść :)
Jestem teraz trochę głodny. Moje Kochanie wcale nie trochę... i wcale się jej nie dziwię. Jadła tylko śniadanie. Jeśli można tak nazwać jogurt i banany. Jest głodna i zmęczona. I zła. Na przykład na to, że się na Nią patrzę, a raczej wpatruję. Lubię na Nią patrzeć... Patrzeć w jej oczy, obserwować jak się uśmiecha czytając, jak zmienia się wyraz Jej twarzy. Ale musiałem zająć się czymś innym. Efektem jest ta notka...
"(...) Nie patrz na mnie. Wiesz jak się wtedy czuję? :/" [mówione z pretensją]... to motto dzisiejszego wieczoru... przynajmniej na najbliższe kilka chwil, aż mi przejdzie, tzn. kiedy usłyszę coś miłego z Jej ust... Nie lubię kiedy mówi do mnie w ten sposób... tym tonem... myślę, że nie wie "jak się wtedy czuję..."
Dużo zajęć, mało czasu... Do zrobienia 2 strony internetowe (z czego jedna prawie skończona) i projekt z pkm...
Jak narazie ze wszystkim jeszcze się wyrabiam, ale jestem trochę zmęczony. Na szczęście już niedługo odpocznę. Moje Kochanie przyjeżdża. W piątek idziemy do kina, w sobotę na musical... W międzyczasie oczywiście zapewne nie jeden spacer, może kilka wizyt w kilku kawiarniach czy pubach... Ale będzie potrzebne też coś ekstra. Pomysłów mam, tylko obawiam się trochę, jak ich realizacja zostałaby przyjęta... A zdradzić pomysłów nie mogę. Tajemnica :>
Komplikacji ciąg dalszy... sądziłem, że już wszystko jest jak należy... Okazało się jednak, że mój szwagier jest odludkiem, który nie tylko nie wychodzi z domu, ale najchętniej zamknąłby się w nim nikogo nie wpuszczając. Jego ulubione zajęcie to siedzenie w pokoju przed TV. Jego rozmowy ograniczają się w 90% do złośliwych docinek i głupich żartów, ew. gadaniu o polityce. Choć siostra nic mi nie mówi, ja dobrze wiem, że niemal wszystkie komplikacje jakie wyniknęły do tej pory są jego dziełem. On jest chory psychicznie.
Powinien się leczyć, bo normalny nie jest na pewno i do normalności bardzo mu daleko. Jestem wściekly. Moje Kochanie nie chce przyjechać do mnie w obawie, że będzie problemem. Owszem - czwartek jest problematyczny, ale czas od piątku do niedzieli żadnym problemem nie jest. Nawet moja siostra tak twierdzi. Pytanie tylko, jak ja teraz moje Słoneczko przekonam, że może przyjechać do mnie i czuć się swobodnie...? Zależy mi na tym. Bardzo mi na tym zależy. Chcę by czuła się u mnie jak w domu...
Jedyny sposób, by zmienić nastawienie szwagra, to przekonać go, że ludzie nie gryzą i nie musi się czuć skrępowany w jakikolwiek sposób. A żeby to zrobić potrzebne jest moje Kochanie...
Pytanie w jednym z komentarzy, skłoniło mnie to powtórzenia tego, co już wcześniej kiedyś na blogu napisałem.
„Postanowiłem opisywać co jakiś czas różne wydarzenia z mojego życia...”
"Po to założyłem bloga, by wyrzucić z siebie to, co mnie trapi. By wyrazić tutaj to, czego na żywo często wyrazić nie mogę.”
Wprawdzie diametralnie zmieniła się moja sytuacja, ale cele dla których prowadzę bloga pozostały w zasadzie te same. Teraz jest osoba, z którą mogę rozmawiać na każdy temat... Nadal jednak chcę wyrażać to, co myślę i czuję… Kiedyś był to smutek, żal i przygnębienie… Teraz jest to radość i szczęście. Nie oznacza to wcale, że nie bywam smutny. Owszem, bywam – ale są to sytuacje sporadyczne.
Dzięki prowadzeniu bloga mogę wyrzucić z siebie różne myśli, uzewnętrznić swoje uczucia, czego z różnych względów na żywo zrobić nie mogę, aby na przykład kogoś nie urazić. Wydaje mi się, że dość istotne jest też to, iż blog jest anonimowy. Poza kilkoma wyjątkami, żadna z osób czytających moje notki, nie zna mnie. To znacznie sprawę ułatwia. Bardzo mało prawdopodobne, abym idąc gdzieś ulicą usłyszał nagle czyjeś pytanie „Cześć, a co tam u Twojej kochanej K.?”. Niemniej jednak nie mogę takiego scenariusza wykluczyć ;)
Mam jednak nadzieję, że nikt z Was na mnie się nie natknie... a przynajmniej nie przypadkowo :)
"I've been wondering around the house all night
Wondering what the hell to do
Yeah, I'm trying to concentrate
But all I can think of is you (...)"
Bryan Adams "When you're gone"
Szaro i ponuro za oknem, choć śniegu całe mnóstwo. Nie słychać kompletnie nic... ani odgłosu przejeżdżających samochodów, ani startujących z lotniska samolotów, ani śpiewu ptaków, czy chociażby krakania wron... Kompletna cisza. Za to w mojej głowie dzieje się aż za dużo. Nie chce mi się nic, nie potrafię skoncentrować się na żadnym konkretnym zajęciu... Nie mogę tego zrzucić na zmęczenie, bo spałem ponad 10 godzin. Na złość też nie, bo na nikogo nie jestem zły. Więc o co chodzi...? Sam nie wiem... może to tęsknota... której ostatnio nie udaje się zmniejszyć...
Zima, zima, zima... Mam jej serdecznie dość. Takiej ilości śniegu, jaka spadła przez ostatnie kilka dni, nie widziałem od bardzo dawna. Warstwa śnieżnego puchu sięga mi do kolan... Zaspy z odgarniętego śniegu są czasami wyższe ode mnie, a do ludzi niskich nie należę... Myślałem, że dzisiaj nie dotrę do domu. Wszystko zasypane.
Ja już chcę wiosnę! Tylko nie od razu, bo jeśli ta ilość śniegu się zbyt szybko roztopi, to śmiesznie też nie będzie...
Ja już chcę wiosnę! Chcę pójść na długi spacer po parku, przejść się ulicami mojego miasta, bez ciężkiej warstwy ubrań na sobie. Poczuć na twarzy ciepłe promienie słońca. Oczywiście na spacer nie wybrałbym się samotnie... tylko z Nią :)
Mam dość zimy, mam dość uczelni, mam dość ... Ja już chcę do mojego Słoneczka :((
Dziwnie mi. Może to dlatego, że jestem chory i chyba mam gorączkę? Może dlatego, że jestem zmęczony po długim dniu i nudnych zajęciach? Może dlatego, że moje Kochanie pojechało do domu i teraz jest u mnie tak bardzo pusto i tak mi Jej brakuje? Może dlatego, że dzisiaj jakiś kiepski mamy kontakt...? A może to wszystko razem tak działa... Dziwnie mi. Smutno mi. Źle mi.
Osobom czytającym moje ostatnie notki wydawać by się mogło, że jeśli chodzi o mnie i moje Słoneczko wszystko jest niemal idealne. Nie ma rzeczy idealnych, nie ma ludzi idealnych. U nas też idealnie nie jest. Zdarzają się nieporozumienia, konflikty, niepotrzebne nerwy czy sprzeczne zdania. Oboje jesteśmy bardzo uparci. BARDZO. I każde z nas często stara się postawić na swoim. Najczęściej to ja ustępuję. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że niedobrze, że tak robię, bo na zbyt wiele Jej pozwalam i może się zdarzyć w końcu, że przestanie się z moim zdaniem liczyć. Z drugiej strony jednak, kiedy widzę jak się gniewa, denerwuje niepotrzebnie zupełnie... boli mnie serce. Nie chcę by była smutna czy zła. Nie chcę się z Nią kłócić. Jestem bardzo spokojnym i ugodowym człowiekiem. Zwłaszcza jeśli chodzi o Nią. Za bardzo mi na Niej zależy. Nie chcę Jej stracić... Mam tylko nadzieję, że Ona też będzie szła na pewne ustępstwa, a nie zawsze będzie takim uparciuszkiem...
Czas poświęcić kilka słów przyjemniejszym tematom :) Mianowicie - marzeniom. Niemal każdy z nas chyba ma marzenia. Ja i Ona również. Zarówno razem jak i każde z osobna. Ostatnio kilka razy rozmawialiśmy na temat domu/mieszkania. Oglądaliśmy gazety z wystrojami wnętrz, komentując co się nam podoba, a co nie. Mówiliśmy sobie co chcielibyśmy widzieć, jak mieszkać, gdzie mieszkać... Rozkład pomieszczeń w domu, kolory ścian i meble też omówiliśmy :) Aż mnie naszła ochota na zwizualizowanie tego, o czym mówiliśmy... Czas przypomnieć sobie nieco program do projektowania domów i wystroju wnętrz i trochę się nim pobawić. Ale to dopiero w wolnej chwili. Zobaczymy co z tego wyjdzie... jeśli coś ciekawego, może nawet efekty zamieszczę na blogu :)
A tymczasem... czas wracać do mojego Kochania... jeszcze tylko jeden dzień... W poniedziałek moje Słoneczko idzie na szkolenie, potem przyjedzie coś zjeść, zabrać rzeczy i wróci do domu. Mógłbym z Nią spędzać każdy dzień. Nie tylko wolne od zajęć. Po raz pierwszy miałem okazję być pożegnanym pocałunkiem przed wyjściem na uczelnię, po raz pierwszy towarzyszyła mi w codzienności... I było to bardzo przyjemne. Ale niestety czas powrócić do codzienności w mniej przyjemnym wydaniu i znowu odliczać dni do weekendu. Choć tym razem, odliczanie będzie o jeden dzień krótsze... :)
Szkolenia, na które chodzi moje Kochanie zajmują prawie cały dzień. Ale cała ta sytuacja ma jedną zasadniczą zaletę - moje Słoneczko częściej do mnie przyjeżdża i dzięki temu częściej się widzimy... Szkoda, że moje Kochanie ma teraz tak mało czasu dla mnie... ale lepsze to niż nic :)
Trzy miesiące. Tyle właśnie dzisiaj mija od 20 listopada. Trzy bardzo ciepłe, miłe i przyjemne miesiące, choć przypadające na kalendarzową jesień i zimę. Wszystko to dzięki jednej kobiecie. Bardzo niezwykłej i wyjątkowej. Cudownej i wspaniałej.
Czas mija, a ja jeszcze nie mogę czasami uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Czasami lubię powspominać. Lubię przywoływać wspomnienia, nawet te dotyczące niedawnych w sumie wydarzeń. Lubię przypominać sobie co się działo, co myślałem, co czułem. I potem śledzić w pamięci bieg wydarzeń. Każdą chwilę, każde miejsce. Wspomnienia...
Mój siostrzeniec ma talent do wyprowadzania mnie z równowagi. Wystarczyła chwila rozmowy na gg, w trakcie której dowiedziałem się, że tak naprawdę to ja nic nie umiem jeśli chodzi o komputery, a nawet jeśli to bardzo pobieżnie, bo jego kolega dostaje 3000 czasami za strone. Przy czym moje umiejetności oceniał siostrzeniec - człowiek, który czasami nawet z zainstalowaniem gry ma problemy! Nie potrafi zainstalować Windowsa, nie potrafi sformatowac dysku i podzielic na partycje, nie potrafi zainstalować programów, skonfigurować sieci, że o tworzeniu stron www nie wspomnę. Po pierwsze nie wydaje mi się aby zarobki jego kolegi były prawdziwe. Wiem na jakim poziomie trzeba zrobić stronę za taką kwotę i ile czasu to wymaga. Po drugie - nie mam już tyle czasu co on... Ciągle tylko gra. Ja w jego wieku od niespełna 2 lat miałem PC. Dopiero stawiałem pierwsze kroki. Uczyłem się sam. Wszystkigo co umiem się sam nauczyłem. Jemu musiałem wyłożyć wszystko, a kiedy kazałem mu zrobić stronę samodzielnie on się obraził a siostra miała pretensję. Ja do wszystkiego dochodziłem sam, za niego pracują inni. Albo ja, albo jego rodzice. I taki rozpieszczony gnojek będzie mi mówić, że ja nic nie umiem... wrr... Aż się we mnie zagotowało... Ma to jeden plus - teraz nie będę mu pomagać. I zacznę doskonalić swoje umiejętności. Wsiadł mi na ambicje i teraz tego pożałuje...
Jest wtorek... Minął weekend. Jeden z najwspanialszych jakie dotąd razem spędziliśmy. Beztroski i błogi. Może nie do końca... Musiałem dwa razy wyciągnąć moje Kochanie do siebie na wydział - strasznie się tam wynudziła bidulka. Minął też poniedziałek. Walentynki. Byliśmy w kinie, potem wróciliśmy do mnie na kolację. Oczywiście udało mi się bardzo sprawnie popsuć magiczną atmosferę - nie mogłem otworzyć wina, bo nie mam porządnego korkociągu... chlip chlip. Już wiem, co muszę kupić :)
W ciągu tych kilku dni moje Słoneczko poznało moje siostrzenice i chłopaka jednej z nich... Razem zjedliśmy obiad, potem podrzucili nas do kina... Mam nadzieję, że się Jej podobało i jest zadowolona :)
A dzisiaj jedziemy do Łodzi. Razem. Po raz pierwszy będziemy przemieszczać się razem na tej trasie. W piątek i sobotę czeka nas powtórka z rozrywki. A potem po weekendzie... aż wolę o tym nie myśleć :/
Z pewnych względów uważam, że moje Kochanie powinno pójść do lekarza. I to jak najszybciej. Ale mój Uparciuszek obstaje przy swoim, czyli ciągle twierdzi, że nie ma takiej potrzeby. To nic, że sama stwierdziła przed momentem, że coś Ją zaniepokoiło, że jest inaczej niż być powinno. I jak ja mam Ją przekonać, że wizyta u lekarza może Jej tylko pomóc? Jak Ją do tego nakłonić...? Zależy mi na Niej i martwię się, ale siłą Jej nie zaciągnę z jednego prostego powodu - nie wiem gdzie w Łodzi jest Jej lekarz... a raczej lekarka... ech... muszę przeprowadzić rozpoznanie w terenie koniecznie :>
Po wieczornym, a raczej nocnym spacerze, w trakcie którego czuliśmy się jakbyśmy przecierali nowe szlaki, cali mokrzy od padającego deszczu, wróciliśmy do domu... Zmęczeni zakupami i wrażeniami jakich dostarczyły nam wydarzenia, które miały miejsce w ciągu dnia, pozwoliliśmy sobie na chwilę relaksu... Położyliśmy się "na chwilę" tak jak byliśmy ubrani chodząc w domu... Razem, wtuleni w siebie, czujący ciepło swoich ciał i bicie serc... Tak nam się zrobiło błogo i przyjemnie... Jak zawsze zresztą kiedy leżymy przytuleni... i w tej błogości zasnęliśmy błyskawicznie i przespaliśmy 2 godziny :) Teraz nadszedł czas na rozłożenie łóżka i przebranie się w stroje bardziej się do snu nadające...
Moje Kochanie jest już u mnie :) Na dworzec pędziłem jakbym miał skrzydła... może nawet mialem, bo ludzie jakoś dziwnie się na mnie patrzyli :) Na peronie przeżyłem mały (no może trochę większy :P) szok... moje Kochanie zmieniło fryzurę i kolor włosów. Wygląda ślicznie... zresztą w obu wersjach podoba mi się tak samo. To nadal ta sama najcudowniejsza i najwspanialsza kobieta pod słońcem :* W ogóle poczułem się dzisiaj w pewnym momencie jak przed naszym pierwszym spotkaniem. Serce biło mi jak oszalałe, a na peronie nerwowo chodziłem to w jedną, to w drugą stronę...
Wieczorem wybraliśmy się do kina... i tutaj kolejny szok :) W ogóle wieczór był pełen śmiechu, ale po kolei...
W kinie ludzi mnóstwo. W kasach kolejki. Idziemy kupić bilety. I tutaj pozwolę sobie przytoczyć rozmowę...
Bileter - człowiek młody, w okularach, z bródką... gość przed 30 na pewno :)
MKS - to nie antywirus... to Moje Kochane Słoneczko :)
Ja - czyli ja ;)
MKS: poprosimy dwa bilety studenckie na "Poznaj moich rodziców"
bileter: macie Państwo kartkę kina X?
MKS + Ja: Nie.
bileter: Więc bilety będą po 20 zł. [tutaj patrzy na nas zagadkowo]
Ja: [patrzę na niego spokojnie] OK.
bileter: może być?
Ja: Tak.
bileter: widzę, że Państwo nie są skorzy do współpracy... [dziwny uśmiech]
MKS: a to tak można współpracować...? [zdziwienie]
bileter: hmm... ma Pani 3 zł?
MKS: Mam 5...
bileter: Niech Pani da te 5 zł... będzie jeden ulgowy...
MKS: [podaje 5 zł]
bileter [wydaje 22 zł reszty]
MKS: [zdziwiona konspiracyjnie pyta szeptem] A to tak zawsze można "współpracować"?
bileter: Nie, tylko jak komuś dobrze z oczu patrzy...
MKS: Oooo... a to komu dobrze z oczu patrzy? Mnie czy temu panu? [wskazując na mnie]
bileter: [z szelmowskim uśmiechem] obojgu :)
I tak oto zaoszczędziliśmy całe 7 zł, a pan w kasie wzbogacił się o całe 3... :D:D:D
Byliśmy bardzo mile tą sytuacją zaskoczeni... Film był super. Bardzo fajna komedia. Sprośna, ale bardzo fajna. I świetne tłumaczenie. Mogę polecić z czystym sumieniem.
W drodze powrotnej kupiłem mojemu Słoneczku kwiaty. Białe róże. Niestety ich przybranie nie podobało się mojemu Kochaniu... Ale teraz przynajmniej wiem co kupować, a czego nie :)
Całą drogę powrotną rechotała... z kwiatów, z mojego gustu i kilku innych rzeczy... :>
A teraz... teraz wypiliśmy szampana i chyba lekko nam odbija... chociaż... nie... my tak mamy w standardzie :P Dobranoc wszystkim :)
Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do udanych :)
Rano załatwiłem sprawy, które załatwić miałem. Efekt jest zadowalający :)
Potem napisałem egzamin z PKM2 i zaliczyłem go na 3.5
Nie jest to może jakaś wspaniała ocena, ale biorąc pod uwagę, że był to egzamin zaległy... Jestem zadowolony :)
Jutro egzamin z organizacji i zarządzania, ale to będzie totalna loteria. Nie po to szedłem na PW, żeby teraz pisać niemalże wypracowania na temat zarządzania produkcją czy gospodarce materiałowej... bleee... Niewiele umiem i nie mam już siły ani chęci kompletnie by się tego uczyć. Co będzie to będzie.
Do tego dzisiaj rozmawiałem trochę z moim Słoneczkiem. Znowu była na zakupach i znowu nie chce powiedzieć gdzie i po co... ech... co Ona kombinuje? Dowiem się kiedyś? :>
Już jutro będziemy razem.. O tej godzinie będziemy albo wracać z kina, albo już będziemy w domowym zaciszu... razem... ewentualnie w weekend wybierzemy się z moim kolegą ze studiów i jego przyjaciółką :)
Nie mogę się doczekać kiedy przytulę znowu moje Kochanie... To już jutro!
A teraz siedzę sobie w pokoju, słucham "Here without You"... i odpływam marząc... o Niej...
Pisałem dzisiaj egzamin z MEPŁY. Nie wiem czy zaliczę. W piątek wyniki.
W piątek też przyjeżdża moje Kochanie.
Próbowałem z Nią rozmawiać... Jak narazie się to nie udaje. Każe mi jeść, chociaż absolutnie nie mam na to ochoty. Ma do mnie pretensję o różne rzeczy... Twierdzi, że Ją olewam, że lekceważę, że robię Jej na złość... Mówi do mnie głosem, jakiego nie lubię... z pretensją... boli mnie to... bardzo... Chciałem z Nią tylko porozmawiać... usłyszeć Jej głos, żeby opowiedziała mi co u Niej... A tymczasem usłyszałem dużo mało przyjemnych dla mnie rzeczy... bardzo przykrych... to boli... Czyżby PMS...? Mam taką nadzieję... bo to naprawdę cholernie boli... Tak bardzo mi na Niej zależy... tak bardzo mi Jej brakuje...
To był ciężki dzień... wieczór jeszcze cięższy... a nie zanosi się na poprawę... Jutro kolejny egzamin. PKM2. To będzie długa noc... i długi dzień...
Wiem, że w komentarzach pojawi się Jej złośliwy zapewne komentarz... A jedyne co mogę napisać w odpowiedzi na Jej słowa - te które wypowiedziała w ciągu ostatnich minut... a które tak bardzo mnie bolały... mogę napisać jedynie...
kocham Cię Słoneczko ;*
Kiedyś napisałem na blogu, że to co ma największe znaczenie, to miłość. Kochająca i kochana kobieta u boku. Napisałem, że ze wszystkim jestem sobie w stanie poradzić... ale nie sam. To prawda, choć czasami złość i zmęczenie dają o sobie znać. Ale cokolwiek by się działo - dam radę. Ważne, że Ona jest przy mnie, że jest ze mną. Sesja trwa nadal i uczę się do kilku pozostałych egzaminów, ale co ma być, to będzie. Nie powiem, żeby to nie miało dla mnie znaczenia. Nie chcę stracić tych kilku lat. Ale świat się nie zawali, jeśli zawalę studia. Ważne, że jest Ona. Cudowna, wspaniała i... kochana.
Notka jakże inna od poprzednich... Ale taki właśnie jest mój nastrój. Po chwilowym dołku poczułem to, co czułem cały czas dzięki Niej - siłę... Znowu odliczam dni do weekendu. Już niewiele pozostało. Szybko miną i znowu będziemy razem. Razem spędzimy ponad tydzień i postaram się z całych sił, by ten tydzień był dla Niej cudowny i by poczuła, jak bardzo silnym uczuciem Ją darzę.