Cała moja energia niemalże została spożytkowana na... walkę o względy pewnej kobiety... bez rezultatu niestety. W ogóle wszystko to było ciężkie do przełknięcia i bardzo nieprzyjemne.Teraz tamto mam już wprawdzie za sobą, ale historia lubi się powtarzać...
Co było trudne do przełknięcia...? Dlaczego się nie udało...? Dlaczego historia się powtarza...? Oto odpowiedzi...
W jednej z notek napisałem, że dorabiam sobie jako anioł stróż niektórych ludzi... Często ktoś pisze lub mówi mi o swoich problemach, oczekując ode mnie rady i pomocy, a ja staram się jak mogę pomóc. Niestety kilka razy już rozwiązywałem problemy osób, z którymi wiązałem nadzieję. W trakcie znajomości, gdy kogoś poznawałem okazywało się, że ma jakieś wątpliwości, rozterki i problemy, związane z facetem lub facetami... z czego żadnym nie byłem ja. W ten sposób wiele, wiele razy wysłuchiwałem historii o człowieku, na którego miejscu chciałbym być. Ale wysłuchanie kogoś, to było zbyt mało. Zadawano mi pytanie, co ja bym zrobił. I pojawiał się problem. Napisanie prawdy oznaczało, choć nie zawsze, przekreślenie moich szans, ale mogłem skłamać. Nigdy tego nie zrobiłem i wiem, że nie zrobię. Nie potrafię, po prostu nie potrafię... Słuchałem więc różnych historii, o różnych wpadkach, o chwilach złych i o chwilach wspaniałych... A potem doradzałem... czy zapomnieć o kimś, czy walczyć o przetrwanie związku i na przykład dać drugą szansę...
Dowiadywałem się, że oto jakiś facet napisał, że prosi o spotkanie, że ona coś do niego czuje, nie wie co, albo wie co, ale czuć nie chce, itp... Poznawałem myśli i uczucia drugiej strony, nie mogąc nawet słowem pisnąć o swoich... Najczęściej nadal tak właśnie jest - nie chcę komplikować komuś życia, skoro i tak skomplikowane jest. Głupota czy życzliwość...? Nie wiem... ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że to pierwsze... "asinus asinorum" - osioł nad osłami... to ja. Jedna kobieta, która mnie w takiej sytuacji postawiła, zdecydowała się jednak spotkać z tamtym przyjacielem i o ile mi wiadomo są razem. Oczywiście były zapewnienia, że coś do mnie czuje, że jestem jej bardzo bliski, że chce by znajomość trwała dalej i ma nadzieję, że się między nami ułoży... Jasne... Mam wadę wzroku, ale nie jestem ślepy... Nie myliłem się. Potem stwierdziła, że owszem jestem bardzo fajny, ale on mieszka bliżej i zna go dłużej niż mnie, więc... od kilku miesięcy brak jakiegokolwiek kontaktu.
A druga...? hmm... Kobieta, na której jak narazie zależało mi najbardziej - na nikim jeszcze nigdy w życiu mi tak nie zależało... Poznana przez internet w przeddzień walentynek... Żeby było ciekawie - poznana przez internet, a mieszkająca.... 7 minut spacerkiem od mojego poprzedniego lokum. Jaki ten świat mały... Dowiadywałem się od niej różnych rzeczy. Poznawałem przerażające fakty z jej życia, jej myśli, które wcale mniej przerażające nie były. Wysłuchiwałem o jej byłych facetach, o ostatnim byłym najwięcej. Jak bardzo go kocha, jak bardzo tęskni, że wszystko się jej z nim kojarzy... Że on czasem ją olewa, a czasem pod wpływem chwili, spędzają razem upojne chwile... Choć potem to zawsze kończyło się głębokim dołkiem. Nie chciała jednak nic powiedzieć mu wprost, jak bardzo cierpi. Wolała to skrywać i udawać przed nim, że nic się nie stało... Moje pocieszanie nic nie dało, zapewnienia, że jest fantastyczną kobietą też nie. Któregoś dnia powiedziała, że z nudów do kogoś napisała, spotkali się i jest super. Już nie ma dołków, a facet jest fantastyczny i potrafi z nim spędzić dzień od rana do nocy... Po tygodniu znajomości gotowała jemu i jego braciom ciotecznym obiad u niego w domu. Po pięciu tygodniach jednak zagadała na moje gg... Okazało się, że facet chciał ją mieć jako pewniaka a spotykać się z innymi. Rozmowa jaką wtedy przeprowadziliśmy skończyła się tym, że przez tydzień się do mnie nie odzywała... Dlaczego? Ona na początku zgodziła się na taki układ, otumaniona jego słodkimi słówkami i dopiero potem poszła po rozum do głowy. Ale ja, nie mając pewności czy coś jej nie odbije znowu, napisałem do niej kilka słów dotyczących tej sytuacji. Takie podsumowanie... Nie spodobało się jej to, co tam przeczytała. A przeczytała, że postępuje naiwnie i wierzy w słodkie kłamstewka innych facetów, a mnie nie wierzyła i nie wierzy, chociaż mówię prawdę. Do tego kilka innych spostrzeżeń. Wszystko jednak zamykało się w stwierdzeniu, że i tak jest super dziewczyną z mnóstwem zalet i zasługuje na porządnego faceta. Po tym posądziła mnie, że celowo jej doradzałem, by zostawiła tamtego gościa, aby zająć jego miejsce. Bardzo się jednak pomyliła... Słyszałem od niej kilkanaście, a może kilkadziesiąt razy, że ona mnie nie chce, chociaż spełniałem niemal wszystkie jej wymagania. Prawie mieściłem się w przedziale "facet idealny"... Nie pasował kolor oczu, wzrost i brak umięjętności gotowania :> Na pytanie (zadawane zresztą wielokrotnie) "dlaczego nie ja?" nigdy nie uzyskałem odpowiedzi innej niż "tak po prostu". Za to usłyszałem kilka razy, że jestem za idealny, że moje poglądy są nie z tej epoki, a moje podejście i pomysły nie do zrealizowania w życiu, bo życie to nie bajka... Naturalnie także zapewniała, że wiązała z tą znajomością nadzieję... jasne... oczywiście w międzyczasie zaczepiała ludzi na necie, spotykała się z nimi i cały czas prowadziła profil w serwisie randkowym... A zabieganie o jej względy darowałem sobie w chwili, kiedy sobie kogoś znalazła. Dobrze o tym zresztą wiedziała, bo powiedziałem jej kilka razy, że ten moment będzie dla mnie oznaczać koniec trasy... Od tamtej pory kilka razy zamieniliśmy kilka słów na gg, przesłaliśmy sobie kilka mp3 i koniec... Od pewnego czasu kontaktu zero. Ale to nie koniec znajomości raczej... Wiem, że kogoś znowu ma i najprawdopodobniej unika mnie, żeby znowu nie usłyszeć jak ja to widzę... To właśnie ona sprawiła mi ostatnio największą przykrość... stwierdziła, że nie bierze do siebie moich uwag i rad, bo jak brała, to się dołowała. Skoro tak ją boli kilka słów prawdy - proszę bardzo, mogę nie pisać. Tylko po co w takim razie sama prosiła o rozmowę i prosiła żebym napisał jak to widzę? Teraz nie mam zamiaru odezwać się pierwszy. Sprawiła mi przykrość - to tak jakby napisała "mam Cię w dupie, ale pisać możesz. Najwyżej będziesz pisać szybciej". Teraz to jest także kwestia honoru. A tak w ogóle, to byłem bardziej optymistą niż realistą właśnie do momentu, w którym zacząłem zabiegać o jej względy... Potem było już tylko gorzej.
W ogóle ostatnio odnoszę wrażenie, że wszyscy mnie unikają. Zagaduję do kogoś ze znajomych i albo nikt mi nie odpowiada, odpowiedzi są bardzo wymijające i widać na pierwszy rzut oka, że ktoś rozmawiać nie chce, albo ktoś stwierdza, że musi już iść, bo cośtam ma do zrobienia. I tak za każdym razem... Poza dwoma przyjaciółmi - kumplami z mojej grupy dziekańskiej. Oni najczęściej się odzywają...
Jest jeszcze ktoś, kto postawił mnie w podobnej sytuacji... Ale o tym raczej tutaj nie napiszę. Jeszcze nie teraz... Poza tym - starczy opowieści, jak na jedną notkę. Pozdrawiam serdecznie...