• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

The last unicorn

Strony

  • Strona główna
  • info
  • Księga gości

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
27 28 29 30 01 02 03
04 05 06 07 08 09 10
11 12 13 14 15 16 17
18 19 20 21 22 23 24
25 26 27 28 29 30 31

Linki

  • A - Moje Kochane Słoneczko
    • On_The_Edge
  • B - Czytam regularnie
    • Ambi
    • Cicicada
    • innam
    • M!lla
    • Madziulllka
    • Moje

Archiwum

  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004

Najnowsze wpisy, strona 15


< 1 2 ... 14 15 16 17 18 >

Zaskoczenie...

Przyznam szczerze, że mi... głupio. Tak właśnie... Nie spodziewałem się po osobach, które czytają mojego bloga tylu miłych i ciepłych słów do mnie adresowanych... Nie spodziewałem się takiego odzwwu... Wasze słowa sprawiły, że mam wątpliwości... olbrzymie wątpliwości... muszę to wszystko przemyśleć... Dziękuję Wam serdecznie... To co przeczytałem, to dla mnie więcej, niż może się Wam wydawać...

18 października 2004   Komentarze (20)

Niepokonani...

"(...) Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, której nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas"
Perfect "Niepokonani"

Tak jak kiedyś pisałem... po raz drugi pojawia się fragment tej piosenki i pojawia się w sytuacji kryzysowej... Może się okazać, że koniec bajki stanie się końcem tego bloga... i moim końcem tutaj i w wielu innych miejscach w sieci... Nie jestem dla nikogo Księciem... Wygląda na to, że nigdy nie byłem... Czuję się... fatalnie... ja naprawdę myślałem, że ktoś jednak chce mnie poznać... Myliłem się... Za każdym razem kiedy nadzieja daje mi skrzydła... spadam z wielkim hukiem na ziemię... Ja już nie mam siły... To boli... Czemu to zawsze muszę być ja...? Ja już nie chcę... cierpieć... Przepraszam, że żyję... to się więcej nie powtórzy...

17 października 2004   Komentarze (13)

"Bajka..." cz. IV (ost.)

Od swych rodziców Książę słyszał czasem pochwały... Wymagano od niego więcej, niż od rówieśników. To samo osiągnięcie robiło mniejsze wrażenie, to samo przewinienie było karane bardziej surowo. Jego starania nadal najczęściej są niedoceniane. On to ma potrafić i koniec...
Z rodzicami zawsze łączyły Księcia bardzo silne więzi. Było mnóstwo nieporozumień, sprzeczki zdarzały się stanowczo za często... Choć starał się unikać uczestniczeniach w nich, często był w nie wciągany... Atmosfera w domu nigdy nie była sielankowa... Gdy nasz bohater był młody, atmosfera w domu była daleka od normalnej... Gdyby jego rozwój opierał się na tej atmosferze... nie wiadomo jak by skończył. Wszystko zaczęło się prostować zbyt późno, w momencie w którym jego charakter i osobowość były już ukształtowane w znacznym stopniu... W końcu wszystko zaczęło przypominać normalny dom, w którym można było odnaleźć coś więcej niż łóżko do spania i dach nad głową. Nie trwało to jednak długo... Zaczęły się problemy. Rodzice zaczęli chorować... Warto w tym miejscu wspomnieć, że między Księciem, a jego rodzicami były 2 pokolenia różnicy...
Mama od dawna cierpiała na cukrzycę - bardzo długo wystarczające były tabletki, potem musiała brać insulinę, ze względu na problemy... "Lekarz" pierwszego kontaktu nie zdiagnozował prawidłowo przyczyny, która ujawniła się zbyt późno... Okazało się, że jest to nowotwór jelita grubego... Przeprowadzono operację, po której matka Księcia długo leżała w szpitalu. Ale w końcu wyszła z niego, choć słaba bardzo. Wyglądało na to, że operacja się udała i wszystko jest już OK.
Nie było tak jednak. W trakcie zabiegu chirurg pobrał wycinek z wątroby. Wkrótce na jaw wyszedł kolejny problem: są przerzuty na wątrobę. Do tego momentu pacjentka nie była świadoma swojej choroby. Była osobą o słabym charakterze... kondycja psychiczna osoby, która choruje ma olbrzymie znaczenie na przebieg leczenia... A gdyby dowiedziała się przed operacją co się dzieje, pewnie nie poddałaby się jej... ale w tej sytuacji trzeba ją było poinformować... udało się to zrobić w miarę łagodnie... Przeprowadzono chemioterapię, ale efekty nie były zachwycające. Okazało się jednak, że w Białymstoku jest przeprowadzany zabieg termoablacji... Udało się wszystko załatwić, przeprowadzono zabieg... Wyniki były nad wyraz dobre, choć organizm nadal był osłabiony bardzo. Wydawało się, że choroba odeszła do historii.
W tym momencie zachorował ojciec Księcia. Osłabł tak, że nie był w stanie chodzić samodzielnie. "Lekarz" stwierdził (a był wzywany kilka razy), że to chwilowe osłabienie... Ale po pewnym czasie wezwano pogotowie, które pacjenta zabrało do szpitala. Diagnoza: zapalenie płuc. Organizm bardzo słaby, nie wiadomo czy przetrzyma. Książę i jego przyrodnia siostra złożyli kilka wizyt w szpitalu tego samego dnia jeszcze, zanieśli potrzebne rzeczy. Wyglądało na to, że ojciec Księcia odzyskuje siły, choć nie mógł jeszcze mówić. Wieczorem, przy ostatnich odwiedzinach Książę spojrzał ojcu w oczy i powiedział, że wszystko będzie dobrze i że wkrótce wyzdrowieje... Tylko ojcowskie spojrzenie było dziwne... Następnego dnia rano zrozumiał, co to było za spojrzenie... Rano przyszły siostry Księcia. Gdy stały w drzwiach zauważył, że coś jest nie tak... Nie zdążył nawet zapytać. Usłyszał słowa: "Twój tata nie żyje. Umarł dziś nad ranem". Książę przeżył szok. Zdołał jedynie oprzeć się o krzesło, by nie upaść... i płakał. To był piątek, więc kolejne dwa dni mógł odpoczywać...
Sprawy związane z pogrzebem załatwiały jego siostry na szczęście... Potem pogrzeb, stres, nerwy, dołek... Ale nie ma łatwo - mama Księcia zaczęła się czuć coraz gorzej... okazało się, że zabieg nie poskutkował. Co jakiś czas stosowano chemioterapię. Księciu pozostało tylko opiekować się mamą. Pomagały mu w tym cały czas jego siostry... I tak mijały dni, aż w końcu jego rodzicielka zaczęła słabnąć... Z dnia na dzień kontakt z nią był coraz słabszy, a ból coraz większy... Aż nadszedł dzień, w którym pozostał tylko roztwór morfiny. Recepta już była gotowa, trzeba było tylko pójść do apteki. A więc Książę biegiem ruszył do tego miejsca. Tam przyszło mu trochę poczekać na przygotowanie roztworu... Potem biegiem ruszył w drogę powrotną do domu. Tam butelkę z zawartością przejęła siostra Księcia i zaaplikowala odpowiednią dawkę... Mama usnęła... Oddech miała bardzo płytki... Co jakiś czas się budziła... W trakcie jednego z takich przebudzeń Książę spojrzał jej w oczy... Znał już to spojrzenie... Ale wmawiał sobie, że to nie jest prawda... i że wszystko będzie dobrze... Wierzył w to, tak jak przed śmiercią swojego ojca, wierzył, że on wyzdrowieje. Był tego wtedy pewien. Dałby sobie obciąć nie tylko rękę, ale i głowę, że tak właśnie będzie...
W takiej dziwnej atmosferze, z ciągle towarzyszącym dziwnym niepokojem i przeczuciem, dotrwał do wieczora... Jedna siostra rozmawiała na korytarzu ze swoją znajomą, druga była w kuchni... a Książę siedział przy swojej matce... W pewnym momencie jej oddech zamarł... Ogarnęło go przerażenie... Pobiegł po siostry... Weszli we troje do pokoju... mama Księcia oddychała... odetchnął z ulgą... ale gdy usiedli obok niej, zrozumieli, że coś jest nie tak... on też to zrozumiał... a jego siostra rozwiała jego wątpliwości... "chyba właśnie nam dogasa"... Książę nie był w stanie tego znieść... zapytał czemu nie dzwonią na pogotowie... stwierdziły, że przyjedzie i tak za późno i tylko stwierdzi zgon... Książę wybuchł płaczem, powiedział, że tak nie może i rzucił się na łóżko w swojej komnacie... płakał, bo czuł się bezradny... tak bardzo bezradny... Dosłownie kilka sekund później weszła siostra Księcia i powiedziała mu, że jeśli chce, to powinien się teraz z mamą pożegnać... Zapytał "czy to już?". Odpowiedziała, że tak... Wiedział co zobaczy w pokoju obok, ale wszedł tam. To było dla niego bardzo ciężkie, ale tam wszedł. Zobaczył ją, przytulił się do niej po raz ostatni, cały czas płacząc... Pożegnał ją. Odeszła...
Po kilkunastu minutach przyjechał wezwany lekarz i asystenci. Stwierdził zgon. Napisał co miał napisać... Drugi zapytał czy są bliską rodziną... Czy tak trudno to było wywnioskować z naszych wyrazów twarzy...? Ale uzyskał odpowiedź: tak. Cała trójka dostałą jakieś trzy mocne tabletki na uspokojenie... Pomogło... Potem telefon do zakładu pogrzebowego... Przyjechali po około 30 minutach, zabrali jej ciało. Wszystko zaczęło się po północy, a skończyło gdzieś około 2 w nocy... Książę poszedł spać.
Rano Książę, ku zdziwieniu jego sióstr, wstał zgodnie z planem o 6:00 i pojechał na wydział... Był na miejscu sporo wcześniej i najwyraźniej widać było, że coś się stało, bo ciągle ktoś ze najomych pytał co mu jest... Ale odpowiadał, że nic. Tylko 3 osobom powiedział, o tym co się stało. Byli w szoku, że przyszedł na zajęcia, tak jak półtora roku później w szoku był dziekan, że Książę nie przerwał studiów i zaliczył większość przedmiotów...
Po śmierci rodziców przez około pół roku mieszkał sam... Było mu ciężko, ale nie chciał być dla nikogo kłopotem. Chciał odpocząć. Co weekend jeździł do siostry na obiad, często przywoził coś do domu... Sam nie gotował prawie w ogóle... Żył, a raczej wegetował, tak sobie z dnia na dzień, aż pewnego dnia zachorował. Dosięgnęło go zapalenie zatok. Na zajęcia chodzić trzeba i tak, potem w domu zrobić sobie coś do jedzenia, wziąć leki i jeszcze się pouczyć... Był ledwo żywy... Siostry cały czas optowały za tym, aby Książę przeprowadził się do jednej z nich, bo akurat zaistniała taka możliwość od pewnego czasu... Nie zgadzał się jednak. Gdy choroba minęła, pomieszkał jeszcze sam przez jakiś czas, a potem uległ namowom rodzeństwa - w grudniu opuścił swoją samotnię...
Mniej więcej od sierpnia zaczęła mu bardzo dokuczać samotność... Brakowało mu bliskiej osoby, czułości i ciepla... Brakowało mu teraz bardziej niż kiedyś kobiety, której by na nim zależało... Więc zaczął szukać... Spotykał się co jakiś czas z kimś, ale na ogół kończyło się na jednym spotkaniu...
Ciąg dalszy jest w notce pt. "Deja vu" z września b.r....


17 października 2004   Komentarze (14)

"Nie ma mnie tu... duch ciało opuścił..."...

Mam dość. Moje życie to jedna wielka klęska ostatnio. Dzisiaj kilka osób dało mi powód do fatalnego nastroju. I to każda z osobna mogłaby mnie doprowadzić do granicy wytrzymałości psychicznej, a tutaj kilka takich osóbek się pojawia jednego dnia... Mam dośc... Ciągu dalszego bajki nie będzie narazie. Dobranoc.

15 października 2004   Komentarze (14)

"Bajka..." cz. III

Kolejna część układanki... Chciałem zakończyć tę historię w tej notce, ale nie mam już siły na pisanie... Jutro rano muszę wstać na zajęcia. Teraz odkryję więc jedynie cześć tajemnicy, jaką jest dla większości ludzi bohater tej bajki...

(...) Za każdym razem okazywało się, że to nie jemu szczęście jest pisane. Pojawiał się ktoś inny, ktoś lepszy, bo przystojniejszy i przebojowy... Książę przebojowy nie był. Był zbyt nieśmiały, by zabłysnąć w towarzystwie. Nie lubił popisywania się. Irytowało go takie zachowanie. Nie uchodził więc nigdy za interesujący egzemplarz... Uwagę zwracał dopiero, gdy ktoś poświęcał mu więcej czasu. A osób takich nie było wiele. Książę niknął wśród tłumu, jego obecność nie miała znaczenia, przyćmiewany był przez facetów typów "macho". Większość znajomych ze szkoły średniej rozmawiała z nim jedynie, by mieć z tego jakieś profity. Kiedy szkoła się skończyła - stał się nikomu niepotrzebny... Okazało się, że kontakt utrzymuje z nim tylko kilku znajomych... Zawsze wydawało mu się, że dawni znajomi go unikają. Teraz czuł to wyraźnie. Widział to jak na dłoni. Ludzi udawali, że go nie widzą. Nie reagowali na uśmiech, słowo, czy gest. On dla nich nie istniał. Więc i oni przestali istnieć dla niego. Bez ukochanej kobiety, bez grona przyjaciół, czy choćby znajomych. Był sam. Przez te wszystkie lata więź między nim a rodzicami stawała się coraz mocniejsza. Nie - jego życie nie było usłane różami. Sprzeczki i nieporozumienia zdarzały się często. Rodzice byli nadzwyczaj wymagający. Czepliwi wręcz. Były też inne problemy i cała sytuacja rodzinna wyglądała bardzo nieciekawie, ale problemy te minęły z czasem. Późno bardzo, ale minęły. Mimo problemów tych Książę dobrze się uczył, bowiem rodzice wciąż jeszcze czuwali nad jego edykacją. Jego uprzejmość i życzliwość wzbudzała zdziwienie... On przecież nie powinien był rozwijać się w tym kierunku - to było wbrew logice... On powinien był się stoczyć na dno, przecież tak często był zdany na siebie... Jak on mógł sobie dawać radę? Tego zapewne nie wie nikt, być może nawet on sam... Ale radę sobie dał. Młodzieniec kontynuował swoją edykację. Po egzaminach wyjechał na Kaszuby, aby odpocząć. Będąc tam dowiedział się o wynikach. Dostał się na studia, choć nie na ten kierunek, na którym studiować chciał. Dobre i to. Dowiedział się też, że nawet jego ojciec uronił kilka łez, gdy dowiedział się, że Książę dostał się na studia dzienne... na Politechnice Warszawskiej... A jednak rodzice byli z niego dumni, choć tak naprawdę nigdy tego od nich nie usłyszał...
(c.d.n.)
14 października 2004   Komentarze (5)

"Bajka..." cz. II

Zgodnie z obietnicą, nadeszła pora na kolejną odsłonę bajki... To jednak nie ostatnia część... Nie mam zbytnio siły do pisania... Ostatnie kilka dni było stresujących i męczących...

(...) Zapewne zastanawiacie się, co sprawiało, że bohater tej bajki, nie był akceptowany... Powodów było kilka. Pierwszym były dobre wyniki w nauce. Bycie najlepszym uczniem spośród chłopaków w klasie, czy na kolejnym poziomie edukacji - najlepszym z klasy, ma swoje zalety, ale ma też wady. Zazdrość i zawiść pojawia się prawie wszędzie, gdzie pojawia się rywalizacja i osiągnięcia. Tak było i w tym wypadku. Co jeszcze? Na poziomie szkoly średniej doszły kolejne powody. Oto człowiek, który nie pali i nie nadużywa alkoholu, trafil do środowiska, w którym cechy te uznawane były za powód do wstydu niemalże. A ponieważ Książę nie miał zamiaru zmieniać się, w swoim odczuciu, na gorsze - był wyśmiewany przez "kumpli", a opinia jaką mu wyrobili wśród przedstawicielek płci pięknej, spowodowała, iż mógł zapomnieć o poszukiwaniu swojej lepszej połówki wśród wspólnych znajomych. Spotykał na swojej drodze różne kobiety... w różnych okolicznościach. Ten sam tylko jeden element - efekt znajomości. Samotność. Ona towarzyszyła Księciu prawie przez cały czas... Prawie, bowiem były chwile, gdy czuł, że ma po co żyć i wydawało mu się, że ma dla kogo. Mylił się jednak...
(c.d.n.)
13 października 2004   Komentarze (13)

"Bajka o smutnym Księciu"

Mam rejestrację na 7. semestr! Jestem studentem IV roku studiów magisterskich! Mało brakowało. Gdyby nie to, że odwołania są rozpatrywane po osobistej rozmowie z dziekanem, pewnie bym wyleciał... Ale wszystko dobrze się skończyło. W bramce nr 1 nie było "zonka" :)
A teraz dla grzecznych dzieci bajka na dobranoc... a raczej pierwsza część bajki... "Bajka o smutnym Księciu"...

Dawno, dawno temu, za siedmioma morzami, za siedmioma górami i za siedmioma lasami, żył w pewnej krainie młody Książę... Żył w zamku, większość czasu spędzając w swojej samotni, przesiadując przed ekranem monitora...
Ludzie, którzy Księcia widywali, nie wiedzieli często, że jest mu tak źle, a Ci, którzy wiedzieli, nie wiedzieli dlaczego... A powodów było ku temu wiele... Ale po kolei...
Książę na świat przyszedł zimą, prawie 22 lata temu... Swą młodość spędzał z rówieśnikami, szalejąc i bawiąc się na dworze ;) Później przedszkole i szkoła podstawowa - pierwsze obowiązki, wczesne wstawanie, nauka... Całą niemal młodość od tego momentu aż do połowy szkoły średniej Książę spędzał w swojej samotni... W wysokiej wieży, w towarzystwie swoich rodziców i kilkoro znajomych. Przyjaciół nie miał, uchodził bowiem za odszczepieńca. Z racji wychowania jakie otrzymał, nie był akceptowany przez swoje otoczenie. Kpiono z niego, wyszydzano, ale on się tym nie przejmował i cały czas śmiało kroczył naprzód. Efektem braku akceptacji ze strony rówieśników była samotność... Nie mogąc szczerze porozmawiać z nikim poza rodzicami, młodzian powoli zamykał się w sobie, w swoim świecie. Jego świat coraz częściej ograniczał się do murów zamku i do jego niewielkiej komnaty...

(c.d.n.)

12 października 2004   Komentarze (7)

Co dalej...?

Kończy się weekend... Nieubłaganie zbliża się środa - dzień, w którym najprawdopodobniej rozstrzygnie się mój los... Są 4 możliwości.

Możliwość pierwsza.
Dziekan pozwoli mi studiować na siódmym semestrze. To jest wersja najbardziej optymistyczna i to by było coś cudownego po prostu... Musiałbym się sprężyć i zaliczyć te 2 przedmioty zaległe do końca semestru... Ale to się da zrobić... przynajmniej dopóki w moim życiu nie nastąpi kolejny przewrót...

Możliwość druga.
Powtarzam rok. Nie muszę się wysilać, bo większość przedmiotów mam zaliczoną. Mam wolne praktycznie przez cały tydzień. Mogę kombinować z zaliczeniem zajeć z następnego semestru awansem. Rozwiązanie mniej przyjemne od poprzedniego, bo byłbym o rok do tyłu...

Możliwość trzecia.
Wylatuję ze studiów. Idę do policealnego studium informatycznego. Uczę się rok i płacę za to. Może znajduję jakąś pracę i zarabiam. Żyję nadal, ale kiepsko...

Możliwość czwarta.
Wylatuję i idę do wojska. Myję kible szczoteczką do zębów, biegam w środku nocy, ćwiczę i próbuję jakoś przetrwać. Nie udaje mi się, bo jakiś kretyn nie wyjmuje pocisku z komory podczas czyszczenia broni...:P A nawet jeśli udaje mi się przeżyć wojsko, to po wyjściu z niego nikt na mnie nie czeka, ciągle jestem sam i zaczynam życie od nowa po raz kolejny. Jestem załamany psychicznie, ląduję w zakładzie zamkniętym.

Dobra, starczy chyba, bo znów zaczynam narzekać :D

10 października 2004   Komentarze (9)

Siedzę i myślę

Dzisiejszy dzień spędziłem bezproduktywnie... aczkolwiek sympatycznie. Przegadałem mnóstwo czasu z miłą osóbką... gg to straszny pożeracz czasu :)

Co jeszcze robiłem? Praktycznie odwrotność tego, co osoba kryjąca się pod tym linkiem:
http://www.blogi.pl/blog.php?blog=on_the_edge
Jak tam zajrzycie, pamiętajcie o komentarzach! :)

09 października 2004   Komentarze (5)

Ach Ci wykładowcy...

Jestem zmęczony... bardzo zmęczony... Znowu cały dzień na nogach od 6... W dziekanacie nic nie załatwiłem - muszę czekać do przyszłego tygodnia, aż dziekan będzie przyjmować studentów.
Do tego napisałem pierwsze kolokwium w tym semestrze. Tak - po 4 dniach zajęć. Wykładowca postanowił sprawdzić naszą wiedzę dotychczasową z zakresu fizyki współczesnej. No to opisałem krótko szczególną teorię względności Einsteina... :) Potem był wykład z konstrukcji maszyn, a potem... najnudniejszy wykład jaki w tym tygodniu miałem. Facet po prostu bije na głowę pozostałych wykładowców. Notatki kumpla z wykładu ograniczyły się do: "Boże, niech się COŚ stanie!" :D Pozostali byli w podobnym nastroju :)
A teraz chyba sobie odpocznę...

08 października 2004   Komentarze (5)

Niebo płacze nade mną...

Niebio płacze nade mną... i ma ku temu powody. Jestem skreślony z listy studentów. Mam tydzień na odwołanie. Jutro idę do dziekanatu porozmawiać z miłymi paniami, a w przyszłym tygodniu złożę podanie i spróbuję porozmawiać z dziekanem. Szanse, że rozpatrzy podanie pozytywnie są małe. A dzień zaczął się całkiem miło... Odebrałem maile, dostałem wiadomość od pewnej osóbki z numerem gg... Do innej osoby sam swój numer wysłałem... Być może zyskałem w ten sposób 2 rozmówczynie na gg...? :) W każdym razie humor mam lepszy niż wczoraj wieczorem... Choćby po komentarzach jakie przeczytałem... Nie tylko ja mam takie samopoczucie, a i powody są podobne...
Dostałem też śliczną kartkę pocztową... to poprawiło mi nastrój... zwłaszcza, że kilka słów na kartce też było bardzo miłych...

07 października 2004   Komentarze (7)

"Jeszcze nie umarłem..."

Niedobrze. Zrobiłem się leniwy. Już nawet tworzyć stron czy grafiki mi się nie chce. A powinno... Muszę zrobić panel administracyjny do strony studentów mojego wydziału, żeby kumple mieli jak ją aktualizować bez znajomości HTML, druga rzecz to uruchomić swoją stronę domową, kolejna to forum dyskusyjne i nowe działy w serwisie o motoryzacji, który współtworzę... Mógłbym też czytać o programowaniu albo uczyć się grafiki komputerowej... Albo przynajmniej w końcu przeczytać "Jedenaście minut", które leży u mnie na półce od początku wakacji, a które niedługo będę musiał oddać właścicielce. Niby mam co robić, a mi się nie chce. Czuję się zdołowany. Nikt ze mną nie rozmawia właściwie. Tak jak kiedyś komórka co chwilę dzwoniła, na gg ciągle ktoś pisał, a skrzynka e-mail była wiecznie pełna, tak teraz wszędzie jest cicho i pusto... Nikt się nie odzywa... Nawet osoby, które odezwać się miały - milczą. Jeszcze nie umarłem, a już o mnie zapomniano... Coraz częściej odnoszę wrażenie, że gdybym umarł dziś czy jutro, mało kto by zauważył, a nikt się nie przejął... Coraz częściej myślę, czy nie zniknąć. Skoro i tak jestem nikomu niepotrzebny...

06 października 2004   Komentarze (17)

Dzień jak codzień...

Rety, ale jestem zmęczony. 10 godzin na wydziale, choć z 2 godzinami okienka w środku, mimo wszystko jest męczące. Dwa wykłady, projektowanie i laboratorium. Każde po 2 godziny. Zrobiłem kilka fotek... Dwóch kumpli stoi za ogrodzeniem z drutem kolczastym (ogrodzenie wokół terenu jednego z gmachów wydziału). Widok jak z więzienia normalnie... Całkiem fajnie wyszło :)
Pojawił się też problem... Na specjalizację dostało się 14 osób. Teraz przy planie dla grupy widnieje cyferka 13 jako ilość osób... A z tego co wiem jestem w najgorszym położeniu z tego grona :/ Czyżbym zniknął z listy studentów...? To dziwne biorąc pod uwagę fakt, iż list rejestracyjnych jeszcze nie ma wywieszonych... Muszę odwiedzić panie w dziekanacie albo samego dziekana... :) Albo na odwrót... Żeby zrozumieć, o co mi chodzi, trzeba zajrzeć tutaj i przeczytać: Kto jest kim na uczelni

Samotność + reszta kłopotów - to jest na pewno nie to, co tygryski lubią najbardziej... a już na pewno nie książęta... ;)

05 października 2004   Komentarze (9)

[ ] & ;*

W drodze na wydział ciągle na swojej drodze napotykałem obściskujące i całujące się pary... to samo w drodze powrotnej... Gdzie nie spojrzę ktoś się przytula, obściskuje, słychać cmokanie, całuski krótkie, długie i namiętne pocałunki... Odwracam wzrok, staram się znaleźć miejsce w autobusie jak najdalej od tych widoków, ale nie da się... To jest wszędzie... To wspaniałe, ale nie dla człowieka, który praktycznie od zawsze jest sam... Wszystko byłoby w porządku, gdybym wiedział, że gdzieś jest kobieta, która mnie kocha i którą mogę przytulić, objąć, pocałować. Że jest gdzieś kobieta, której na mnie zależy... Ale zamiast tego jest kobieta, którą chciałbym przytulić, a nie mogę. Czy to się kiedyś zmieni...? Czy będę dla Niej kimś naprawdę ważnym? Czy zrodzi się magiczne uczucie...? Mam nadzieję, że tak, ale tego nie jestem w stanie przewidzieć... Nie wiem co się stanie...
Kiedy sam nie mogłem narzekać na brak zainteresowania i miałem wręcz wybór, nie interesowałem się kobietami - zawsze było jakieś inne zajęcie, coś ciekawszego do roboty niż amory, nie zwracałem na to uwagi. A kiedy sam potrzebuję kochającej kobiety i ciepła, nie wzbudzam zainteresesowania płci przeciwnej. Zupełnie jakbym nie istniał...

A co na uczelni...? Do dziekanatu kolejka kilkudziesięciu osób i mało czasu do jego zamknięcia. Nie ma sensu czekać. Pierwsze zajęcia, które były w planie - nie odbyły się. Nie wiadomo dlaczego. Kolejne zajęcia, które straszą nazwą "Metody numeryczne" to niemalże przyspieszony kurs programowania ;) Ja i kilku znajomych mamy niezły ubaw patrząc na twarze innych osób na auli - kompletnie nie wiedzą co się dzieje. Na ich twarzach maluje się niemal przerażenie. Coś cudownego :P Już wiem, jak ja wyglądam na niektórych przedmiotach :D
Kolejne zajęcia, były jedynie zajęciami organizacyjnymi. Na początek pytanie prowadzącego: "Po co tutaj przyszliście?" Odpowiedzi dwie: "Bo tak nam kazali" i "Zapisać się na przedmiot obieralny". Obie odpowiedzi były prawidłowe, ale chodziło mu o jedną z nich. Uff. Zapisaliśmy się, ale nie wiemy kiedy zajęcia będą. On też nie wie. Dyrektor zakładu jeszcze nie opracował grafika, więc zapisał terminy jakie nam pasują i mamy się u niego zjawić w przyszłym tygodniu, dowiedzieć się co i jak.
Jutro czeka mnie dzień pełen wrażeń... wtorki i piątki staną się moimi "ulubionymi" dniami... Na uczelni zajęcia od 8:20 do 18:00. A w środę i w czwartek jak dobrze pójdzie tylko po 2 godziny. Cudownie, uwielbiam takie plany... :/

Jestem w wisielczym nastroju. Normalka. Już nawet nauczyłem się to maskować... W pobliżu i tak nie ma nikogo, kto mógłby ten stan rzeczy zmienić...

04 października 2004   Komentarze (12)

Sen...

"Chciałbym wreszcie
móc odlecieć,
bujać pośród chmur,
żyć szczęśliwie na tym świecie
i zapomnieć co to ból,
znalezc kogoś, kto pokocha
mnie za to kim jestem,
wesprze w złych chwilach
swym słowem czy gestem..."
© Książę, październik 2004

Miałem dziwny sen... nieprzyjemny sen... Oby prawdą było, że interpretuje się je odwrotnie...


04 października 2004   Komentarze (8)

Semestr zimowy 2004/2005

Ech... koniec tego dobrego. Segregator opustoszał, stare notatki przeniesione do "archiwum", na ich miejsce trafiły czyste kartki. Wydrukowany rozkład zajęć w kilku egzemplarzach i plan tygodni (parzyste/nieparzyste - na PW jest z tym pewne zamieszanie ;)). Jestem gotowy. Pozostaje jedynie kwestia pracy przejściowej i kilku innych spraw do załatwienia w dziekanacie, który jednak do 4 października jest zamknięty dla studentów... Zaczyna się kolejny rok akademicki... Co przyniesie...? Zobaczymy...

03 października 2004   Komentarze (10)

Pragnę...

Nie zmieniły nic westchnienia,
nie spełniły się pragnienia,
ogarnięty smutkiem Książę
drogą bez celu zaczął podążać.

Lecz dnia pewnego, niespodziewanie
Księżniczkę spotkał, co niesłychanie
Księciu pomogła w jego rozterce
i ukoiła zranione serce.
© Książę, wrzesień 2004

O tym marzę, tego pragnę... W końcu JĄ spotkać... Chyba robię się trochę niecierpliwy ;) i monotematyczny do tego... hmm... trzeba coś z tym zrobić :]

Karta pamięci działa, ale nie obsługuje trybu panoramy... Muszę zostawić starą kartę, bo tryb ten jest całkiem fajny i efekty są niezłe... Co prawda obraz jest zniekształcony, ale to akurat wina moich zdolności, a raczej ich braku ;) Ale trening czyni mistrza, więc... może niedługo będzie lepiej :)
Podoba mi się też tryb fotografowania z małych odległości z opcją "macro"... Fajna sprawa ;)
W ogrodzie nie mam zbyt wielu ciekawych obiektów do fotografowania, więc pewnie niebawem wyjdę z aparatem w świat... Strzeżcie się! :D

02 października 2004   Komentarze (8)

Zabawy aparatem ciąg dalszy... ;)

Mam! Kupiłem! 128 MB pamięci do aparatu :] Ostatnia sztuka! Teraz muszę jeszcze kupić ładowarkę i jakieś super mocne akumulatorki... Od kupna aparatu padły 4 baterie :] Czego nie wydam na wywoływanie filmów, wydam na baterie... ;) Teraz chyba pójdę znaleźć jakiś wdzięczny obiekt :) Domownicy nie lubią być fotografowani niestety...

01 października 2004   Komentarze (4)

Odliczanie...

No i zaczęło się odliczanie do rozpoczęcia zajęć... :/ a tak było przyjemnie leniuchować... ech... cóż... trzeba wrócić do codziennych obowiązków, wczesnego wstawania (hurra, znowu 6.15 :/) i oglądania wschodów słońca przez okna w autobusie...

01 października 2004   Komentarze (12)

Cogito ergo sum

"W oddali postać kobieca
na horyzoncie widnieje,
że losy jego odmieni
Książę ma nadzieję."
© Książę, wrzesień 2004

Tak, nadzieja nadal jest... nie została unicestwiona. Jeszcze nie... Póki co mogę jeszcze marzyć... co prawda nie mogę z tym przesadzać - nie lubię marzyć, nie mając ku temu podstaw w rzeczywistości... Dobrze, że zaczynają się zajęcia - będę mieć mniej czasu na rozmyślanie...

30 września 2004   Komentarze (6)
< 1 2 ... 14 15 16 17 18 >
Ksiaze | Blogi