"Bajka..." cz. IV (ost.)
Od swych rodziców Książę słyszał czasem pochwały... Wymagano od niego więcej, niż od rówieśników. To samo osiągnięcie robiło mniejsze wrażenie, to samo przewinienie było karane bardziej surowo. Jego starania nadal najczęściej są niedoceniane. On to ma potrafić i koniec...
Z rodzicami zawsze łączyły Księcia bardzo silne więzi. Było mnóstwo nieporozumień, sprzeczki zdarzały się stanowczo za często... Choć starał się unikać uczestniczeniach w nich, często był w nie wciągany... Atmosfera w domu nigdy nie była sielankowa... Gdy nasz bohater był młody, atmosfera w domu była daleka od normalnej... Gdyby jego rozwój opierał się na tej atmosferze... nie wiadomo jak by skończył. Wszystko zaczęło się prostować zbyt późno, w momencie w którym jego charakter i osobowość były już ukształtowane w znacznym stopniu... W końcu wszystko zaczęło przypominać normalny dom, w którym można było odnaleźć coś więcej niż łóżko do spania i dach nad głową. Nie trwało to jednak długo... Zaczęły się problemy. Rodzice zaczęli chorować... Warto w tym miejscu wspomnieć, że między Księciem, a jego rodzicami były 2 pokolenia różnicy...
Mama od dawna cierpiała na cukrzycę - bardzo długo wystarczające były tabletki, potem musiała brać insulinę, ze względu na problemy... "Lekarz" pierwszego kontaktu nie zdiagnozował prawidłowo przyczyny, która ujawniła się zbyt późno... Okazało się, że jest to nowotwór jelita grubego... Przeprowadzono operację, po której matka Księcia długo leżała w szpitalu. Ale w końcu wyszła z niego, choć słaba bardzo. Wyglądało na to, że operacja się udała i wszystko jest już OK.
Nie było tak jednak. W trakcie zabiegu chirurg pobrał wycinek z wątroby. Wkrótce na jaw wyszedł kolejny problem: są przerzuty na wątrobę. Do tego momentu pacjentka nie była świadoma swojej choroby. Była osobą o słabym charakterze... kondycja psychiczna osoby, która choruje ma olbrzymie znaczenie na przebieg leczenia... A gdyby dowiedziała się przed operacją co się dzieje, pewnie nie poddałaby się jej... ale w tej sytuacji trzeba ją było poinformować... udało się to zrobić w miarę łagodnie... Przeprowadzono chemioterapię, ale efekty nie były zachwycające. Okazało się jednak, że w Białymstoku jest przeprowadzany zabieg termoablacji... Udało się wszystko załatwić, przeprowadzono zabieg... Wyniki były nad wyraz dobre, choć organizm nadal był osłabiony bardzo. Wydawało się, że choroba odeszła do historii.
W tym momencie zachorował ojciec Księcia. Osłabł tak, że nie był w stanie chodzić samodzielnie. "Lekarz" stwierdził (a był wzywany kilka razy), że to chwilowe osłabienie... Ale po pewnym czasie wezwano pogotowie, które pacjenta zabrało do szpitala. Diagnoza: zapalenie płuc. Organizm bardzo słaby, nie wiadomo czy przetrzyma. Książę i jego przyrodnia siostra złożyli kilka wizyt w szpitalu tego samego dnia jeszcze, zanieśli potrzebne rzeczy. Wyglądało na to, że ojciec Księcia odzyskuje siły, choć nie mógł jeszcze mówić. Wieczorem, przy ostatnich odwiedzinach Książę spojrzał ojcu w oczy i powiedział, że wszystko będzie dobrze i że wkrótce wyzdrowieje... Tylko ojcowskie spojrzenie było dziwne... Następnego dnia rano zrozumiał, co to było za spojrzenie... Rano przyszły siostry Księcia. Gdy stały w drzwiach zauważył, że coś jest nie tak... Nie zdążył nawet zapytać. Usłyszał słowa: "Twój tata nie żyje. Umarł dziś nad ranem". Książę przeżył szok. Zdołał jedynie oprzeć się o krzesło, by nie upaść... i płakał. To był piątek, więc kolejne dwa dni mógł odpoczywać...
Sprawy związane z pogrzebem załatwiały jego siostry na szczęście... Potem pogrzeb, stres, nerwy, dołek... Ale nie ma łatwo - mama Księcia zaczęła się czuć coraz gorzej... okazało się, że zabieg nie poskutkował. Co jakiś czas stosowano chemioterapię. Księciu pozostało tylko opiekować się mamą. Pomagały mu w tym cały czas jego siostry... I tak mijały dni, aż w końcu jego rodzicielka zaczęła słabnąć... Z dnia na dzień kontakt z nią był coraz słabszy, a ból coraz większy... Aż nadszedł dzień, w którym pozostał tylko roztwór morfiny. Recepta już była gotowa, trzeba było tylko pójść do apteki. A więc Książę biegiem ruszył do tego miejsca. Tam przyszło mu trochę poczekać na przygotowanie roztworu... Potem biegiem ruszył w drogę powrotną do domu. Tam butelkę z zawartością przejęła siostra Księcia i zaaplikowala odpowiednią dawkę... Mama usnęła... Oddech miała bardzo płytki... Co jakiś czas się budziła... W trakcie jednego z takich przebudzeń Książę spojrzał jej w oczy... Znał już to spojrzenie... Ale wmawiał sobie, że to nie jest prawda... i że wszystko będzie dobrze... Wierzył w to, tak jak przed śmiercią swojego ojca, wierzył, że on wyzdrowieje. Był tego wtedy pewien. Dałby sobie obciąć nie tylko rękę, ale i głowę, że tak właśnie będzie...
W takiej dziwnej atmosferze, z ciągle towarzyszącym dziwnym niepokojem i przeczuciem, dotrwał do wieczora... Jedna siostra rozmawiała na korytarzu ze swoją znajomą, druga była w kuchni... a Książę siedział przy swojej matce... W pewnym momencie jej oddech zamarł... Ogarnęło go przerażenie... Pobiegł po siostry... Weszli we troje do pokoju... mama Księcia oddychała... odetchnął z ulgą... ale gdy usiedli obok niej, zrozumieli, że coś jest nie tak... on też to zrozumiał... a jego siostra rozwiała jego wątpliwości... "chyba właśnie nam dogasa"... Książę nie był w stanie tego znieść... zapytał czemu nie dzwonią na pogotowie... stwierdziły, że przyjedzie i tak za późno i tylko stwierdzi zgon... Książę wybuchł płaczem, powiedział, że tak nie może i rzucił się na łóżko w swojej komnacie... płakał, bo czuł się bezradny... tak bardzo bezradny... Dosłownie kilka sekund później weszła siostra Księcia i powiedziała mu, że jeśli chce, to powinien się teraz z mamą pożegnać... Zapytał "czy to już?". Odpowiedziała, że tak... Wiedział co zobaczy w pokoju obok, ale wszedł tam. To było dla niego bardzo ciężkie, ale tam wszedł. Zobaczył ją, przytulił się do niej po raz ostatni, cały czas płacząc... Pożegnał ją. Odeszła...
Po kilkunastu minutach przyjechał wezwany lekarz i asystenci. Stwierdził zgon. Napisał co miał napisać... Drugi zapytał czy są bliską rodziną... Czy tak trudno to było wywnioskować z naszych wyrazów twarzy...? Ale uzyskał odpowiedź: tak. Cała trójka dostałą jakieś trzy mocne tabletki na uspokojenie... Pomogło... Potem telefon do zakładu pogrzebowego... Przyjechali po około 30 minutach, zabrali jej ciało. Wszystko zaczęło się po północy, a skończyło gdzieś około 2 w nocy... Książę poszedł spać.
Rano Książę, ku zdziwieniu jego sióstr, wstał zgodnie z planem o 6:00 i pojechał na wydział... Był na miejscu sporo wcześniej i najwyraźniej widać było, że coś się stało, bo ciągle ktoś ze najomych pytał co mu jest... Ale odpowiadał, że nic. Tylko 3 osobom powiedział, o tym co się stało. Byli w szoku, że przyszedł na zajęcia, tak jak półtora roku później w szoku był dziekan, że Książę nie przerwał studiów i zaliczył większość przedmiotów...
Po śmierci rodziców przez około pół roku mieszkał sam... Było mu ciężko, ale nie chciał być dla nikogo kłopotem. Chciał odpocząć. Co weekend jeździł do siostry na obiad, często przywoził coś do domu... Sam nie gotował prawie w ogóle... Żył, a raczej wegetował, tak sobie z dnia na dzień, aż pewnego dnia zachorował. Dosięgnęło go zapalenie zatok. Na zajęcia chodzić trzeba i tak, potem w domu zrobić sobie coś do jedzenia, wziąć leki i jeszcze się pouczyć... Był ledwo żywy... Siostry cały czas optowały za tym, aby Książę przeprowadził się do jednej z nich, bo akurat zaistniała taka możliwość od pewnego czasu... Nie zgadzał się jednak. Gdy choroba minęła, pomieszkał jeszcze sam przez jakiś czas, a potem uległ namowom rodzeństwa - w grudniu opuścił swoją samotnię...
Mniej więcej od sierpnia zaczęła mu bardzo dokuczać samotność... Brakowało mu bliskiej osoby, czułości i ciepla... Brakowało mu teraz bardziej niż kiedyś kobiety, której by na nim zależało... Więc zaczął szukać... Spotykał się co jakiś czas z kimś, ale na ogół kończyło się na jednym spotkaniu...
Ciąg dalszy jest w notce pt. "Deja vu" z września b.r....
Z rodzicami zawsze łączyły Księcia bardzo silne więzi. Było mnóstwo nieporozumień, sprzeczki zdarzały się stanowczo za często... Choć starał się unikać uczestniczeniach w nich, często był w nie wciągany... Atmosfera w domu nigdy nie była sielankowa... Gdy nasz bohater był młody, atmosfera w domu była daleka od normalnej... Gdyby jego rozwój opierał się na tej atmosferze... nie wiadomo jak by skończył. Wszystko zaczęło się prostować zbyt późno, w momencie w którym jego charakter i osobowość były już ukształtowane w znacznym stopniu... W końcu wszystko zaczęło przypominać normalny dom, w którym można było odnaleźć coś więcej niż łóżko do spania i dach nad głową. Nie trwało to jednak długo... Zaczęły się problemy. Rodzice zaczęli chorować... Warto w tym miejscu wspomnieć, że między Księciem, a jego rodzicami były 2 pokolenia różnicy...
Mama od dawna cierpiała na cukrzycę - bardzo długo wystarczające były tabletki, potem musiała brać insulinę, ze względu na problemy... "Lekarz" pierwszego kontaktu nie zdiagnozował prawidłowo przyczyny, która ujawniła się zbyt późno... Okazało się, że jest to nowotwór jelita grubego... Przeprowadzono operację, po której matka Księcia długo leżała w szpitalu. Ale w końcu wyszła z niego, choć słaba bardzo. Wyglądało na to, że operacja się udała i wszystko jest już OK.
Nie było tak jednak. W trakcie zabiegu chirurg pobrał wycinek z wątroby. Wkrótce na jaw wyszedł kolejny problem: są przerzuty na wątrobę. Do tego momentu pacjentka nie była świadoma swojej choroby. Była osobą o słabym charakterze... kondycja psychiczna osoby, która choruje ma olbrzymie znaczenie na przebieg leczenia... A gdyby dowiedziała się przed operacją co się dzieje, pewnie nie poddałaby się jej... ale w tej sytuacji trzeba ją było poinformować... udało się to zrobić w miarę łagodnie... Przeprowadzono chemioterapię, ale efekty nie były zachwycające. Okazało się jednak, że w Białymstoku jest przeprowadzany zabieg termoablacji... Udało się wszystko załatwić, przeprowadzono zabieg... Wyniki były nad wyraz dobre, choć organizm nadal był osłabiony bardzo. Wydawało się, że choroba odeszła do historii.
W tym momencie zachorował ojciec Księcia. Osłabł tak, że nie był w stanie chodzić samodzielnie. "Lekarz" stwierdził (a był wzywany kilka razy), że to chwilowe osłabienie... Ale po pewnym czasie wezwano pogotowie, które pacjenta zabrało do szpitala. Diagnoza: zapalenie płuc. Organizm bardzo słaby, nie wiadomo czy przetrzyma. Książę i jego przyrodnia siostra złożyli kilka wizyt w szpitalu tego samego dnia jeszcze, zanieśli potrzebne rzeczy. Wyglądało na to, że ojciec Księcia odzyskuje siły, choć nie mógł jeszcze mówić. Wieczorem, przy ostatnich odwiedzinach Książę spojrzał ojcu w oczy i powiedział, że wszystko będzie dobrze i że wkrótce wyzdrowieje... Tylko ojcowskie spojrzenie było dziwne... Następnego dnia rano zrozumiał, co to było za spojrzenie... Rano przyszły siostry Księcia. Gdy stały w drzwiach zauważył, że coś jest nie tak... Nie zdążył nawet zapytać. Usłyszał słowa: "Twój tata nie żyje. Umarł dziś nad ranem". Książę przeżył szok. Zdołał jedynie oprzeć się o krzesło, by nie upaść... i płakał. To był piątek, więc kolejne dwa dni mógł odpoczywać...
Sprawy związane z pogrzebem załatwiały jego siostry na szczęście... Potem pogrzeb, stres, nerwy, dołek... Ale nie ma łatwo - mama Księcia zaczęła się czuć coraz gorzej... okazało się, że zabieg nie poskutkował. Co jakiś czas stosowano chemioterapię. Księciu pozostało tylko opiekować się mamą. Pomagały mu w tym cały czas jego siostry... I tak mijały dni, aż w końcu jego rodzicielka zaczęła słabnąć... Z dnia na dzień kontakt z nią był coraz słabszy, a ból coraz większy... Aż nadszedł dzień, w którym pozostał tylko roztwór morfiny. Recepta już była gotowa, trzeba było tylko pójść do apteki. A więc Książę biegiem ruszył do tego miejsca. Tam przyszło mu trochę poczekać na przygotowanie roztworu... Potem biegiem ruszył w drogę powrotną do domu. Tam butelkę z zawartością przejęła siostra Księcia i zaaplikowala odpowiednią dawkę... Mama usnęła... Oddech miała bardzo płytki... Co jakiś czas się budziła... W trakcie jednego z takich przebudzeń Książę spojrzał jej w oczy... Znał już to spojrzenie... Ale wmawiał sobie, że to nie jest prawda... i że wszystko będzie dobrze... Wierzył w to, tak jak przed śmiercią swojego ojca, wierzył, że on wyzdrowieje. Był tego wtedy pewien. Dałby sobie obciąć nie tylko rękę, ale i głowę, że tak właśnie będzie...
W takiej dziwnej atmosferze, z ciągle towarzyszącym dziwnym niepokojem i przeczuciem, dotrwał do wieczora... Jedna siostra rozmawiała na korytarzu ze swoją znajomą, druga była w kuchni... a Książę siedział przy swojej matce... W pewnym momencie jej oddech zamarł... Ogarnęło go przerażenie... Pobiegł po siostry... Weszli we troje do pokoju... mama Księcia oddychała... odetchnął z ulgą... ale gdy usiedli obok niej, zrozumieli, że coś jest nie tak... on też to zrozumiał... a jego siostra rozwiała jego wątpliwości... "chyba właśnie nam dogasa"... Książę nie był w stanie tego znieść... zapytał czemu nie dzwonią na pogotowie... stwierdziły, że przyjedzie i tak za późno i tylko stwierdzi zgon... Książę wybuchł płaczem, powiedział, że tak nie może i rzucił się na łóżko w swojej komnacie... płakał, bo czuł się bezradny... tak bardzo bezradny... Dosłownie kilka sekund później weszła siostra Księcia i powiedziała mu, że jeśli chce, to powinien się teraz z mamą pożegnać... Zapytał "czy to już?". Odpowiedziała, że tak... Wiedział co zobaczy w pokoju obok, ale wszedł tam. To było dla niego bardzo ciężkie, ale tam wszedł. Zobaczył ją, przytulił się do niej po raz ostatni, cały czas płacząc... Pożegnał ją. Odeszła...
Po kilkunastu minutach przyjechał wezwany lekarz i asystenci. Stwierdził zgon. Napisał co miał napisać... Drugi zapytał czy są bliską rodziną... Czy tak trudno to było wywnioskować z naszych wyrazów twarzy...? Ale uzyskał odpowiedź: tak. Cała trójka dostałą jakieś trzy mocne tabletki na uspokojenie... Pomogło... Potem telefon do zakładu pogrzebowego... Przyjechali po około 30 minutach, zabrali jej ciało. Wszystko zaczęło się po północy, a skończyło gdzieś około 2 w nocy... Książę poszedł spać.
Rano Książę, ku zdziwieniu jego sióstr, wstał zgodnie z planem o 6:00 i pojechał na wydział... Był na miejscu sporo wcześniej i najwyraźniej widać było, że coś się stało, bo ciągle ktoś ze najomych pytał co mu jest... Ale odpowiadał, że nic. Tylko 3 osobom powiedział, o tym co się stało. Byli w szoku, że przyszedł na zajęcia, tak jak półtora roku później w szoku był dziekan, że Książę nie przerwał studiów i zaliczył większość przedmiotów...
Po śmierci rodziców przez około pół roku mieszkał sam... Było mu ciężko, ale nie chciał być dla nikogo kłopotem. Chciał odpocząć. Co weekend jeździł do siostry na obiad, często przywoził coś do domu... Sam nie gotował prawie w ogóle... Żył, a raczej wegetował, tak sobie z dnia na dzień, aż pewnego dnia zachorował. Dosięgnęło go zapalenie zatok. Na zajęcia chodzić trzeba i tak, potem w domu zrobić sobie coś do jedzenia, wziąć leki i jeszcze się pouczyć... Był ledwo żywy... Siostry cały czas optowały za tym, aby Książę przeprowadził się do jednej z nich, bo akurat zaistniała taka możliwość od pewnego czasu... Nie zgadzał się jednak. Gdy choroba minęła, pomieszkał jeszcze sam przez jakiś czas, a potem uległ namowom rodzeństwa - w grudniu opuścił swoją samotnię...
Mniej więcej od sierpnia zaczęła mu bardzo dokuczać samotność... Brakowało mu bliskiej osoby, czułości i ciepla... Brakowało mu teraz bardziej niż kiedyś kobiety, której by na nim zależało... Więc zaczął szukać... Spotykał się co jakiś czas z kimś, ale na ogół kończyło się na jednym spotkaniu...
Ciąg dalszy jest w notce pt. "Deja vu" z września b.r....
Dodaj komentarz