"Bajka..." cz. III
Kolejna część układanki... Chciałem zakończyć tę historię w tej notce, ale nie mam już siły na pisanie... Jutro rano muszę wstać na zajęcia. Teraz odkryję więc jedynie cześć tajemnicy, jaką jest dla większości ludzi bohater tej bajki...
(...) Za każdym razem okazywało się, że to nie jemu szczęście jest pisane. Pojawiał się ktoś inny, ktoś lepszy, bo przystojniejszy i przebojowy... Książę przebojowy nie był. Był zbyt nieśmiały, by zabłysnąć w towarzystwie. Nie lubił popisywania się. Irytowało go takie zachowanie. Nie uchodził więc nigdy za interesujący egzemplarz... Uwagę zwracał dopiero, gdy ktoś poświęcał mu więcej czasu. A osób takich nie było wiele. Książę niknął wśród tłumu, jego obecność nie miała znaczenia, przyćmiewany był przez facetów typów "macho". Większość znajomych ze szkoły średniej rozmawiała z nim jedynie, by mieć z tego jakieś profity. Kiedy szkoła się skończyła - stał się nikomu niepotrzebny... Okazało się, że kontakt utrzymuje z nim tylko kilku znajomych... Zawsze wydawało mu się, że dawni znajomi go unikają. Teraz czuł to wyraźnie. Widział to jak na dłoni. Ludzi udawali, że go nie widzą. Nie reagowali na uśmiech, słowo, czy gest. On dla nich nie istniał. Więc i oni przestali istnieć dla niego. Bez ukochanej kobiety, bez grona przyjaciół, czy choćby znajomych. Był sam. Przez te wszystkie lata więź między nim a rodzicami stawała się coraz mocniejsza. Nie - jego życie nie było usłane różami. Sprzeczki i nieporozumienia zdarzały się często. Rodzice byli nadzwyczaj wymagający. Czepliwi wręcz. Były też inne problemy i cała sytuacja rodzinna wyglądała bardzo nieciekawie, ale problemy te minęły z czasem. Późno bardzo, ale minęły. Mimo problemów tych Książę dobrze się uczył, bowiem rodzice wciąż jeszcze czuwali nad jego edykacją. Jego uprzejmość i życzliwość wzbudzała zdziwienie... On przecież nie powinien był rozwijać się w tym kierunku - to było wbrew logice... On powinien był się stoczyć na dno, przecież tak często był zdany na siebie... Jak on mógł sobie dawać radę? Tego zapewne nie wie nikt, być może nawet on sam... Ale radę sobie dał. Młodzieniec kontynuował swoją edykację. Po egzaminach wyjechał na Kaszuby, aby odpocząć. Będąc tam dowiedział się o wynikach. Dostał się na studia, choć nie na ten kierunek, na którym studiować chciał. Dobre i to. Dowiedział się też, że nawet jego ojciec uronił kilka łez, gdy dowiedział się, że Książę dostał się na studia dzienne... na Politechnice Warszawskiej... A jednak rodzice byli z niego dumni, choć tak naprawdę nigdy tego od nich nie usłyszał...
(c.d.n.)(...) Za każdym razem okazywało się, że to nie jemu szczęście jest pisane. Pojawiał się ktoś inny, ktoś lepszy, bo przystojniejszy i przebojowy... Książę przebojowy nie był. Był zbyt nieśmiały, by zabłysnąć w towarzystwie. Nie lubił popisywania się. Irytowało go takie zachowanie. Nie uchodził więc nigdy za interesujący egzemplarz... Uwagę zwracał dopiero, gdy ktoś poświęcał mu więcej czasu. A osób takich nie było wiele. Książę niknął wśród tłumu, jego obecność nie miała znaczenia, przyćmiewany był przez facetów typów "macho". Większość znajomych ze szkoły średniej rozmawiała z nim jedynie, by mieć z tego jakieś profity. Kiedy szkoła się skończyła - stał się nikomu niepotrzebny... Okazało się, że kontakt utrzymuje z nim tylko kilku znajomych... Zawsze wydawało mu się, że dawni znajomi go unikają. Teraz czuł to wyraźnie. Widział to jak na dłoni. Ludzi udawali, że go nie widzą. Nie reagowali na uśmiech, słowo, czy gest. On dla nich nie istniał. Więc i oni przestali istnieć dla niego. Bez ukochanej kobiety, bez grona przyjaciół, czy choćby znajomych. Był sam. Przez te wszystkie lata więź między nim a rodzicami stawała się coraz mocniejsza. Nie - jego życie nie było usłane różami. Sprzeczki i nieporozumienia zdarzały się często. Rodzice byli nadzwyczaj wymagający. Czepliwi wręcz. Były też inne problemy i cała sytuacja rodzinna wyglądała bardzo nieciekawie, ale problemy te minęły z czasem. Późno bardzo, ale minęły. Mimo problemów tych Książę dobrze się uczył, bowiem rodzice wciąż jeszcze czuwali nad jego edykacją. Jego uprzejmość i życzliwość wzbudzała zdziwienie... On przecież nie powinien był rozwijać się w tym kierunku - to było wbrew logice... On powinien był się stoczyć na dno, przecież tak często był zdany na siebie... Jak on mógł sobie dawać radę? Tego zapewne nie wie nikt, być może nawet on sam... Ale radę sobie dał. Młodzieniec kontynuował swoją edykację. Po egzaminach wyjechał na Kaszuby, aby odpocząć. Będąc tam dowiedział się o wynikach. Dostał się na studia, choć nie na ten kierunek, na którym studiować chciał. Dobre i to. Dowiedział się też, że nawet jego ojciec uronił kilka łez, gdy dowiedział się, że Książę dostał się na studia dzienne... na Politechnice Warszawskiej... A jednak rodzice byli z niego dumni, choć tak naprawdę nigdy tego od nich nie usłyszał...