• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

The last unicorn

Strony

  • Strona główna
  • info
  • Księga gości

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
31 01 02 03 04 05 06
07 08 09 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20
21 22 23 24 25 26 27
28 01 02 03 04 05 06

Archiwum

  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004

Archiwum luty 2005


# 141

Osobom czytającym moje ostatnie notki wydawać by się mogło, że jeśli chodzi o mnie i moje Słoneczko wszystko jest niemal idealne. Nie ma rzeczy idealnych, nie ma ludzi idealnych. U nas też idealnie nie jest. Zdarzają się nieporozumienia, konflikty, niepotrzebne nerwy czy sprzeczne zdania. Oboje jesteśmy bardzo uparci. BARDZO. I każde z nas często stara się postawić na swoim. Najczęściej to ja ustępuję. Z jednej strony zdaję sobie sprawę, że niedobrze, że tak robię, bo na zbyt wiele Jej pozwalam i może się zdarzyć w końcu, że przestanie się z moim zdaniem liczyć. Z drugiej strony jednak, kiedy widzę jak się gniewa, denerwuje niepotrzebnie zupełnie... boli mnie serce. Nie chcę by była smutna czy zła. Nie chcę się z Nią kłócić. Jestem bardzo spokojnym i ugodowym człowiekiem. Zwłaszcza jeśli chodzi o Nią. Za bardzo mi na Niej zależy. Nie chcę Jej stracić... Mam tylko nadzieję, że Ona też będzie szła na pewne ustępstwa, a nie zawsze będzie takim uparciuszkiem...

Czas poświęcić kilka słów przyjemniejszym tematom :) Mianowicie - marzeniom. Niemal każdy z nas chyba ma marzenia. Ja i Ona również. Zarówno razem jak i każde z osobna. Ostatnio kilka razy rozmawialiśmy na temat domu/mieszkania. Oglądaliśmy gazety z wystrojami wnętrz, komentując co się nam podoba, a co nie. Mówiliśmy sobie co chcielibyśmy widzieć, jak mieszkać, gdzie mieszkać... Rozkład pomieszczeń w domu, kolory ścian i meble też omówiliśmy :) Aż mnie naszła ochota na zwizualizowanie tego, o czym mówiliśmy... Czas przypomnieć sobie nieco program do projektowania domów i wystroju wnętrz i trochę się nim pobawić. Ale to dopiero w wolnej chwili. Zobaczymy co z tego wyjdzie... jeśli coś ciekawego, może nawet efekty zamieszczę na blogu :)

A tymczasem... czas wracać do mojego Kochania... jeszcze tylko jeden dzień... W poniedziałek moje Słoneczko idzie na szkolenie, potem przyjedzie coś zjeść, zabrać rzeczy i wróci do domu. Mógłbym z Nią spędzać każdy dzień. Nie tylko wolne od zajęć. Po raz pierwszy miałem okazję być pożegnanym pocałunkiem przed wyjściem na uczelnię, po raz pierwszy towarzyszyła mi w codzienności... I było to bardzo przyjemne. Ale niestety czas powrócić do codzienności w mniej przyjemnym wydaniu i znowu odliczać dni do weekendu. Choć tym razem, odliczanie będzie o jeden dzień krótsze... :)

26 lutego 2005   Komentarze (9)

# 140

Szkolenia, na które chodzi moje Kochanie zajmują prawie cały dzień. Ale cała ta sytuacja ma jedną zasadniczą zaletę - moje Słoneczko częściej do mnie przyjeżdża i dzięki temu częściej się widzimy... Szkoda, że moje Kochanie ma teraz tak mało czasu dla mnie... ale lepsze to niż nic :)

Trzy miesiące. Tyle właśnie dzisiaj mija od 20 listopada. Trzy bardzo ciepłe, miłe i przyjemne miesiące, choć przypadające na kalendarzową jesień i zimę. Wszystko to dzięki jednej kobiecie. Bardzo niezwykłej i wyjątkowej. Cudownej i wspaniałej.
Czas mija, a ja jeszcze nie mogę czasami uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Czasami lubię powspominać. Lubię przywoływać wspomnienia, nawet te dotyczące niedawnych w sumie wydarzeń. Lubię przypominać sobie co się działo, co myślałem, co czułem. I potem śledzić w pamięci bieg wydarzeń. Każdą chwilę, każde miejsce. Wspomnienia...

 

20 lutego 2005   Komentarze (13)

# 139

Mój siostrzeniec ma talent do wyprowadzania mnie z równowagi. Wystarczyła chwila rozmowy na gg, w trakcie której dowiedziałem się, że tak naprawdę to ja nic nie umiem jeśli chodzi o komputery, a nawet jeśli to bardzo pobieżnie, bo jego kolega dostaje 3000 czasami za strone. Przy czym moje umiejetności oceniał siostrzeniec - człowiek, który czasami nawet z zainstalowaniem gry ma problemy! Nie potrafi zainstalować Windowsa, nie potrafi sformatowac dysku i podzielic na partycje, nie potrafi zainstalować programów, skonfigurować sieci, że o tworzeniu stron www nie wspomnę. Po pierwsze nie wydaje mi się aby zarobki jego kolegi były prawdziwe. Wiem na jakim poziomie trzeba zrobić stronę za taką kwotę i ile czasu to wymaga. Po drugie - nie mam już tyle czasu co on... Ciągle tylko gra. Ja w jego wieku od niespełna 2 lat miałem PC. Dopiero stawiałem pierwsze kroki. Uczyłem się sam. Wszystkigo co umiem się sam nauczyłem. Jemu musiałem wyłożyć wszystko, a kiedy kazałem mu zrobić stronę samodzielnie on się obraził a siostra miała pretensję. Ja do wszystkiego dochodziłem sam, za niego pracują inni. Albo ja, albo jego rodzice. I taki rozpieszczony gnojek będzie mi mówić, że ja nic nie umiem... wrr... Aż się we mnie zagotowało... Ma to jeden plus - teraz nie będę mu pomagać. I zacznę doskonalić swoje umiejętności. Wsiadł mi na ambicje i teraz tego pożałuje...

17 lutego 2005   Komentarze (6)

# 138

Jest wtorek... Minął weekend. Jeden z najwspanialszych jakie dotąd razem spędziliśmy. Beztroski i błogi. Może nie do końca... Musiałem dwa razy wyciągnąć moje Kochanie do siebie na wydział - strasznie się tam wynudziła bidulka. Minął też poniedziałek. Walentynki. Byliśmy w kinie, potem wróciliśmy do mnie na kolację. Oczywiście udało mi się bardzo sprawnie popsuć magiczną atmosferę - nie mogłem otworzyć wina, bo nie mam porządnego korkociągu... chlip chlip. Już wiem, co muszę kupić :)

W ciągu tych kilku dni moje Słoneczko poznało moje siostrzenice i chłopaka jednej z nich... Razem zjedliśmy obiad, potem podrzucili nas do kina... Mam nadzieję, że się Jej podobało i jest zadowolona :)

A dzisiaj jedziemy do Łodzi. Razem. Po raz pierwszy będziemy przemieszczać się razem na tej trasie. W piątek i sobotę czeka nas powtórka z rozrywki. A potem po weekendzie... aż wolę o tym nie myśleć :/

15 lutego 2005   Komentarze (5)

# 137

Z pewnych względów uważam, że moje Kochanie powinno pójść do lekarza. I to jak najszybciej. Ale mój Uparciuszek obstaje przy swoim, czyli ciągle twierdzi, że nie ma takiej potrzeby. To nic, że sama stwierdziła przed momentem, że coś Ją zaniepokoiło, że jest inaczej niż być powinno. I jak ja mam Ją przekonać, że wizyta u lekarza może Jej tylko pomóc? Jak Ją do tego nakłonić...? Zależy mi na Niej i martwię się, ale siłą Jej nie zaciągnę z jednego prostego powodu - nie wiem gdzie w Łodzi jest Jej lekarz... a raczej lekarka... ech... muszę przeprowadzić rozpoznanie w terenie koniecznie :>

13 lutego 2005   Komentarze (7)

# 136

Po wieczornym, a raczej nocnym spacerze, w trakcie którego czuliśmy się jakbyśmy przecierali nowe szlaki, cali mokrzy od padającego deszczu, wróciliśmy do domu... Zmęczeni zakupami i wrażeniami jakich dostarczyły nam wydarzenia, które miały miejsce w ciągu dnia, pozwoliliśmy sobie na chwilę relaksu... Położyliśmy się "na chwilę" tak jak byliśmy ubrani chodząc w domu... Razem, wtuleni w siebie, czujący ciepło swoich ciał i bicie serc... Tak nam się zrobiło błogo i przyjemnie... Jak zawsze zresztą kiedy leżymy przytuleni... i w tej błogości zasnęliśmy błyskawicznie i przespaliśmy 2 godziny :) Teraz nadszedł czas na rozłożenie łóżka i przebranie się w stroje bardziej się do snu nadające...

13 lutego 2005   Komentarze (4)

# 135

Moje Kochanie jest już u mnie :) Na dworzec pędziłem jakbym miał skrzydła... może nawet mialem, bo ludzie jakoś dziwnie się na mnie patrzyli :) Na peronie przeżyłem mały (no może trochę większy :P) szok... moje Kochanie zmieniło fryzurę i kolor włosów. Wygląda ślicznie... zresztą w obu wersjach podoba mi się tak samo. To nadal ta sama najcudowniejsza i najwspanialsza kobieta pod słońcem :* W ogóle poczułem się dzisiaj w pewnym momencie jak przed naszym pierwszym spotkaniem. Serce biło mi jak oszalałe, a na peronie nerwowo chodziłem to w jedną, to w drugą stronę...
Wieczorem wybraliśmy się do kina... i tutaj kolejny szok :) W ogóle wieczór był pełen śmiechu, ale po kolei...

W kinie ludzi mnóstwo. W kasach kolejki. Idziemy kupić bilety. I tutaj pozwolę sobie przytoczyć rozmowę...
Bileter - człowiek młody, w okularach, z bródką... gość przed 30 na pewno :)
MKS - to nie antywirus... to Moje Kochane Słoneczko :)
Ja - czyli ja ;)

MKS: poprosimy dwa bilety studenckie na "Poznaj moich rodziców"
bileter: macie Państwo kartkę kina X?
MKS + Ja: Nie.
bileter: Więc bilety będą po 20 zł. [tutaj patrzy na nas zagadkowo]
Ja: [patrzę na niego spokojnie] OK.
bileter: może być?
Ja: Tak.
bileter: widzę, że Państwo nie są skorzy do współpracy... [dziwny uśmiech]
MKS: a to tak można współpracować...? [zdziwienie]
bileter: hmm... ma Pani 3 zł?
MKS: Mam 5...
bileter: Niech Pani da te 5 zł... będzie jeden ulgowy...
MKS: [podaje 5 zł]
bileter [wydaje 22 zł reszty]
MKS: [zdziwiona konspiracyjnie pyta szeptem] A to tak zawsze można "współpracować"?
bileter: Nie, tylko jak komuś dobrze z oczu patrzy...
MKS: Oooo... a to komu dobrze z oczu patrzy? Mnie czy temu panu? [wskazując na mnie]
bileter: [z szelmowskim uśmiechem] obojgu :)

I tak oto zaoszczędziliśmy całe 7 zł, a pan w kasie wzbogacił się o całe 3... :D:D:D
Byliśmy bardzo mile tą sytuacją zaskoczeni... Film był super. Bardzo fajna komedia. Sprośna, ale bardzo fajna. I świetne tłumaczenie. Mogę polecić z czystym sumieniem.

W drodze powrotnej kupiłem mojemu Słoneczku kwiaty. Białe róże. Niestety ich przybranie nie podobało się mojemu Kochaniu... Ale teraz przynajmniej wiem co kupować, a czego nie :)
Całą drogę powrotną rechotała... z kwiatów, z mojego gustu i kilku innych rzeczy... :>

A teraz... teraz wypiliśmy szampana i chyba lekko nam odbija... chociaż... nie... my tak mamy w standardzie :P Dobranoc wszystkim :)

12 lutego 2005   Komentarze (5)

# 134

Dzisiejszy dzień mogę zaliczyć do udanych :)
Rano załatwiłem sprawy, które załatwić miałem. Efekt jest zadowalający :)
Potem napisałem egzamin z PKM2 i zaliczyłem go na 3.5
Nie jest to może jakaś wspaniała ocena, ale biorąc pod uwagę, że był to egzamin zaległy... Jestem zadowolony :)
Jutro egzamin z organizacji i zarządzania, ale to będzie totalna loteria. Nie po to szedłem na PW, żeby teraz pisać niemalże wypracowania na temat zarządzania produkcją czy gospodarce materiałowej... bleee... Niewiele umiem i nie mam już siły ani chęci kompletnie by się tego uczyć. Co będzie to będzie.

Do tego dzisiaj rozmawiałem trochę z moim Słoneczkiem. Znowu była na zakupach i znowu nie chce powiedzieć gdzie i po co... ech... co Ona kombinuje? Dowiem się kiedyś? :>
Już jutro będziemy razem.. O tej godzinie będziemy albo wracać z kina, albo już będziemy w domowym zaciszu... razem... ewentualnie w weekend wybierzemy się z moim kolegą ze studiów i jego przyjaciółką :)
Nie mogę się doczekać kiedy przytulę znowu moje Kochanie... To już jutro!

A teraz siedzę sobie w pokoju, słucham "Here without You"... i odpływam marząc... o Niej...

 

10 lutego 2005   Komentarze (8)

# 133

Pisałem dzisiaj egzamin z MEPŁY. Nie wiem czy zaliczę. W piątek wyniki.

W piątek też przyjeżdża moje Kochanie.

Próbowałem z Nią rozmawiać... Jak narazie się to nie udaje. Każe mi jeść, chociaż absolutnie nie mam na to ochoty. Ma do mnie pretensję o różne rzeczy... Twierdzi, że Ją olewam, że lekceważę, że robię Jej na złość... Mówi do mnie głosem, jakiego nie lubię... z pretensją... boli mnie to... bardzo... Chciałem z Nią tylko porozmawiać... usłyszeć Jej głos, żeby opowiedziała mi co u Niej... A tymczasem usłyszałem dużo mało przyjemnych dla mnie rzeczy... bardzo przykrych... to boli... Czyżby PMS...? Mam taką nadzieję... bo to naprawdę cholernie boli... Tak bardzo mi na Niej zależy... tak bardzo mi Jej brakuje...

To był ciężki dzień... wieczór jeszcze cięższy... a nie zanosi się na poprawę... Jutro kolejny egzamin. PKM2. To będzie długa noc... i długi dzień...

Wiem, że w komentarzach pojawi się Jej złośliwy zapewne komentarz... A jedyne co mogę napisać w odpowiedzi na Jej słowa - te które wypowiedziała w ciągu ostatnich minut... a które tak bardzo mnie bolały... mogę napisać jedynie...

kocham Cię Słoneczko ;*

09 lutego 2005   Komentarze (7)

# 132

Kiedyś napisałem na blogu, że to co ma największe znaczenie, to miłość. Kochająca i kochana kobieta u boku. Napisałem, że ze wszystkim jestem sobie w stanie poradzić... ale nie sam. To prawda, choć czasami złość i zmęczenie dają o sobie znać. Ale cokolwiek by się działo - dam radę. Ważne, że Ona jest przy mnie, że jest ze mną. Sesja trwa nadal i uczę się do kilku pozostałych egzaminów, ale co ma być, to będzie. Nie powiem, żeby to nie miało dla mnie znaczenia. Nie chcę stracić tych kilku lat. Ale świat się nie zawali, jeśli zawalę studia. Ważne, że jest Ona. Cudowna, wspaniała i... kochana.

Notka jakże inna od poprzednich... Ale taki właśnie jest mój nastrój. Po chwilowym dołku poczułem to, co czułem cały czas dzięki Niej - siłę... Znowu odliczam dni do weekendu. Już niewiele pozostało. Szybko miną i znowu będziemy razem. Razem spędzimy ponad tydzień i postaram się z całych sił, by ten tydzień był dla Niej cudowny i by poczuła, jak bardzo silnym uczuciem Ją darzę.

08 lutego 2005   Komentarze (4)

# 131

"Jedna łzę Ci wyślę , łzę tęsknoty.
Jeden włos , ten co o dotyk Twój prosi.
I jeden uśmiech taki smutny.
I jedno serce moje,
Takie Twoje , że aż obce.

Z harmonij najpiękniejsza bywa
Miłość prawdziwa."
G. Roznecki
 
Wczoraj to był ciężki dzień... Łez też przyjdzie przelać kilka... :( :( :(
08 lutego 2005   Komentarze (3)

# 130

Dzisiejszy dzień do przyjemnych nie należał. Po raz kolejny spotkałem się z wyjątkowym lekceważeniem studentów przez wykładowców... Ale po kolei.

Po południu, o godz. 13 pisałem kolokwium z matmy. Dwa zadania. Poszło (chyba) dobrze, bo rozwiązałem oba, a wyniki wyszły takie jak w rozwiązaniach otrzymanych w trakcie przygotowań. Potem godzinę czekałem na wyniki i ewentualny wpis. Nie doczekałem się. Do prowadzącego było zbyt wiele osób. Poza tym na 15 byłem umówiony do prowadzącego odnośnie pracy przejściowej. Razem ze mną pójść miał kolega - K., który ma pracę przejściową u tego samego prowadzącego i którego sytuacja jest taka sama jak moja.

Biegiem niemal udałem się na swój wydział, po drodze łamiąc kilka przepisów ruchu drogowego. Ale udało się - dotarłem na czas. Po odszukaniu wspomnianego prowadzącego usłyszeliśmy z kolegą, że "nie ma czasu, bo jest bardzo zajęty". Na pytanie kiedy będzie mieć czas, uzyskaliśmy odpowiedź, że nie wiadomo... Zaproponowaliśmy, że zostawimy to co mamy zrobione, gość naniesie poprawki i uwagi, i później to odbierzemy, ale niestety nasza propozycja nie została zaakceptowana, bo "to trzeba omówić osobiście"... W końcu dostaliśmy polecenie, aby o 17 przyjść do dziekanatu - tam facet będzie (to prodziekan d/s socjalnych na moim wydziale...). Mieliśmy 2h czasu, więc postanowiliśmy poczekać do 16 na wyniki z organizacji i zarządzania. Wyniki nas zaskoczyły bardzo. Na egzaminie facet kilka razy podkreślał, że nie chodzi mu o bezmyślne przepisywanie ze ściąg, a o zrozumienie i bardzo ważne jest, aby pisać własnymi słowami... Efekt? Ludzie, którzy "na żywca" przepisywali ze ściąg czy książki dostali oceny od 3 do 4.5, a osoby piszące samodzielnie w większości oblały (w tym ja).

Postanowiliśmy razem z kilkoma kolegami udać się do wykładowcy aby pokazał nam prace i powiedział jak powinna wg niego wyglądać odpowiedź. Czekaliśmy wśród tłumu około godziny. Kiedy wreszcie udało nam się stanąć przed obliczem pana R. usłyszeliśmy, że najważniejsze jest dla niego dawanie wpisów. Z nami rozmawiać nie będzie, bo "nie ma czasu na duperele". Myśleliśmy, że krew nas zaleje, ale ponieważ gość uchodzi za bardzo pamiętliwego, w milczeniu opuściliśmy jego pokój...

Następnym punktem był wspomniany już wcześniej dziekanat. Na zegarku była 17:15. Oczywiście dziekanat pusty. Zaczęliśmy szukać prowadzącego w jego pokoju, w pokojach okolicznych, w dziekanacie... Nigdzie ani śladu. O godzinie 17:45 się znalazł w swoim pokoiku. Rozmawiał z kolegą i koleżanką. Oczywiście nie miał dla nas czasu. Innymi słowy - zostaliśmy brutalnie olani. Czekaliśmy ponad 2.5 h na marne. Nawet nie mogliśmy mu oddać tego co mamy zrobione. Po prostu nas wyprosił z pokoju... Czekać dłużej nie mieliśmy zamiaru - w tym tygodniu mamy obaj jeszcze egzaminy. Poza tym lepiej wrócić do domu jeszcze dziennym autobusem :)

Tak oto po raz kolejny obalony został mit, że na uczelni wykładowcy są po to aby pomagać studentom i dzięki nim mają pracę...

07 lutego 2005   Komentarze (4)

# 129

UWAGA! Gryzę! :[ :[ :[

Szczegóły w następnej notce. Jak już się uspokoję. Wrr...Grr... :[

07 lutego 2005   Komentarze (5)

# 128

Niedługo wychodzę z domu. Jadę na zaliczenie z matmy i rozmowę z prowadzącym moją pracę przejściową. Nadal jej nie napisałem. Za dużo zaliczeń i egzaminów. Nie wyrabiam się ze wszystkim. Nie potrafię przez cały dzień non-stop zajmować się nauką. Nie mam na to siły. Już po kilku godzinach nic nie wchodzi mi do głowy.

Rozmawiałem na gg z S. Pisze matmę razem ze mną. Nic nie umie podobno. Ciekawe ile w tym prawdy. Ostatnio też tak mówił i niestety miał rację... Oby tym razem przesadzał. Co prawda i tak ma mniej przedmiotów do zaliczenia niż ja, ale jednak dobrze by było żeby matma już mu odpadła...

Może będą też wyniki z organizacji i zarządzania... Tak bardzo chciałbym to zaliczyć... I nawet nie chodzi o sam wpis, tylko o to, że wtedy moje Słoneczko przyjedzie dzień wcześniej :) Dzisiaj znowu mi się śniła... Śni mi się niemal każdej nocy... Tak bardzo mi Jej brakuje... Jej dotyku, bliskości, ciepła... O niczym innym teraz nie marzę jak tylko o przytuleniu Jej...

07 lutego 2005   Komentarze (4)

# 127

"Celem analizy kinematycznej jest określenie położenia, prędkości i przyspieszenia każdego elementu płynu w każdej chwili czasu"... A celem, dla którego uczę się tych głupot, jest zaliczenie mechaniki płynów... Opracowane mam mniej więcej 10 z 20 pytań... Z matmy też kojarzę jak zadania rozwiązać... Obym pamiętał to jutro :)

Muszę w tym tygodniu poświęcić trochę czasu na przygotowania przed przyjazdem mojego Słoneczka... I nie chodzi już tylko o posprzątanie w pokoju :) Ale cii... tajemnica :P (tak - wiem, że Ona to czyta... ale wie, że coś kombinuję i chyba domyśla się co... ale nic konkretnego nie wie i o to właśnie chodzi :D )

06 lutego 2005   Komentarze (5)

# 126

Sobota minęła pod znakiem mechaniki płynów i równań różniczkowych cząstkowych. Nie jest to na pewno moja ulubiona forma spędzania weekendów :P Następny będzie spędzony w zupełnie inny sposób... I już się nie mogę doczekać :)

Dzisiaj o mało nie spaliłem swoich notatek. Na biurku poza stertą papierów stoi mały szklany aniołek. Podstawka pod świeczkę. Jak na każdą porządną podstawkę przystało, na tej również stoi świeczka :) Kiedy szukałem dzisiaj zadań z matmy, wykonałem energiczny ruch ręką i jedną z kartek ogarnęły płomienie. Na szczęście sytuację błyskawicznie dało się opanować i poza spisem zagadnień na mechanikę płynów nic nie ucierpiało :) Ale muszę zrobić porządek na biurku i na przyszłość bardziej uważać.

Moje Słoneczko stwierdziło dzisiaj, że jest "wredne". Chciałbym obalić tą teorię. Mogę jedynie z całą stanowczością oznajmić, że jest niezwykle uparta :) Muszę uważać, bo przegoni mnie w jedynej dziedzinie w jakiej do tej pory nie miałem sobie równych... :P

06 lutego 2005   Komentarze (5)

# 125

PKM1 do przodu. PKM2 do tyłu. Nic Wam nazwy pewnie nie mówią, ale ogólnie rzecz biorąc to są nazwy przedmiotów, które mam zaległe. Dzisiaj pisałem egzamin z organizacji i zarządzania produkcją. Lałem wodę aż miło. Czy zaliczę? Nie wiem. Chociaż moje Kochanie uparcie twierdzi, że zaliczę. Oby miała rację.

Dzisiaj mogłem trochę dłużej odpocząć. Jutro nie muszę jechać na wydział. Mam choć odrobinę komfortu psychicznego. Przynajmniej dzisiaj. Niestety w perspektywie kolejne egzaminy. Pozostało ich jeszcze... siedem. Jeśli zaliczyę dzisiejszy to sześć. Pieprzona siódemka. Bynajmniej wcale nie szczęśliwa.

Tyle samo dni co egzaminów dzieli mnie od przyjazdu mojego Słoneczka. Staram się jak mogę tak zająć czas, by nie tęsknić. Nie wychodzi. Myślę o Niej na okrągło. Nie wypuściłbym Jej ze swoich objęć przez tydzień, ale ma jakieś szkolenia :/ I niestety przez kilka godzin będzie poza moim zasięgiem.

A dzisiaj czeka mnie skok adrenaliny. Kochanie idzie potańczyć. Skoro Ona idzie potańczyć, to czemu mnie ma skoczyć adrenalina? Bo z Nią nie idę i będę się trochę martwić. Dobra - więcej niż trochę. Ale ten typ tak ma... Odetchnę jak wróci do domku.

04 lutego 2005   Komentarze (5)

# 124

Nie mam już siły. Codziennie co najmniej jeden egzamin. Czasami dwa jednego dnia. Nie mam czasu na nic. Ciągle tylko się uczyć i uczyć. Nie nadążam z tym wszystkim. Jedyne czego teraz pragnę to się z Nią zobaczyć. Mieć to wszystko już za sobą i być z Nią. Tylko z Nią. Dzisiaj odkąd skończyłem egzamin myślę tylko o Niej. Nawet kiedy na chwilę zmorzył mnie sen, śniła mi się. Tak bardzo mi Jej brakuje... bez Niej jest tak pusto i smutno... A pozostało jeszcze 7 dni... Wtedy ma przyjechać... Nie wiem jak ja sobie dam z tym wszystkim radę... Jestem zmęczony...

03 lutego 2005   Komentarze (6)

# 123

Mam dość. Serdecznie dość. Nie mam już siły. Zrobiłem praktycznie wszystkie obliczenia z pracy przejściowej, a teraz okazało się, że będę musiał liczyć jeszcze raz, bo wynik ostateczny jest co najmniej dziwny. Już nie mogę :(
Dwa razy przeczytałem dziś książkę z konstrukcji maszyn, zrobiłem sobie notatki, wypisałem wzory... nie umiem jedynie kilku. Egzamin muszę zaliczyć, bo wylecę...

Jutro o 14:15 będą się ważyć moje losy jako studenta. To będzie pierwsza potyczka z wykładowcami. Czekają mnie w tej sesji jeszcze dwa takie "decydujące starcia", a ja już nie mam siły. Jestem zmęczony. Zaczynam łapać doła. Ogarnia mnie przerażenie. Niestety zdaję sobie sprawę z konsekwencji, jeśli nie uda mi się zaliczyć tych egzaminów. Wylecę z uczelni, albo będę rok w plecy. Żadne z tych rozwiązań mnie nie bawi...

Jest tego wszystkiego za dużo. Nie wiem, czy dam sobie z tym radę... coraz częściej... myślę, że nie dam rady. Resztkami sił staram się dociągnąć to wszystko do końca... A siłę mam jedynie dzięki mojemu Słoneczku. Bez Niej nie mam na nic siły, nie chce mi się nic robić i... nie robię. Mobilizuję się do pracy tylko za Jej sprawą.

Nie wiem co będzie. Boję się, że nie będzie dobrze. Wiem - powinienem myśleć optymistycznie i starać się jak mogę. Staram się, ale czarne myśli coraz częściej mi towarzyszą gdy zasypiam i gdy się budzę...

01 lutego 2005   Komentarze (10)

# 122

Ja już będę grzeczny... ja już nie chcę sesji!

01 lutego 2005   Komentarze (2)
Ksiaze | Blogi