Cogito ergo sum
"W oddali postać kobieca
na horyzoncie widnieje,
że losy jego odmieni
Książę ma nadzieję."
© Książę, wrzesień 2004
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 |
"W oddali postać kobieca
na horyzoncie widnieje,
że losy jego odmieni
Książę ma nadzieję."
© Książę, wrzesień 2004
Postanowiłem, w ramach testu, kolejną notkę napisać w nieco innym stylu... Serdecznie proszę o opinie, który sposób opisywania wydarzeń bardziej się Wam podoba :) Pozdrawiam.
Godzina 9:00 rano. Otwieram powoli oczy i spoglądam na okno - znowu pada... Rozlega się dziwne bzyczenie. Patrzę na biurko, po którym ucieka mój telefon komórkowy. SMS od siostrzenicy. Fragment: "Cześć misiu, co porabiasz? Pewnie nudzisz sie w domu :P Kiedy idziesz do szkoły?". Pierwsza myśl: "a co to jest szkoła...? A już wiem. Kiedyś widziałem na zdjęciach." :] Nie mogę jej tak napisać, bo się będzie denerwować, że ona siedzi w szkole, a ja leżę w łóżku i nie mam zamiaru z niego wychodzić na dłużej jeszcze przez godzinę. Zgodnie z prawdą odpisuję: "zaczynam 4 października. miłego dnia. papa.". Na tym kończy się moja aktywność ;)
Wstaję godzinę później, włączam komputer. Czas sprawdzić pocztę i kilka innych rzeczy... :) Potem śniadanie :] Chrupkie pieczywo z miodem... mmm... to co misie lubią najbardziej ;) Siostra siedzi ze mną w kuchni. Rozmawiamy. O jedzeniu, o aparacie fotograficznym, o pogodzie. O wszystkim po kolei ;) Po śniadaniu czas się ogolić, bo siostra stwierdziła, że wyglądam jak zbój... Ogoliłem się, wyszykowałem do wyjścia. Idę na górę, zobaczyć czy ona i szwagier są gotowi. Gdzie tam... Szwagier stwierdza, że za pięć minut mamy wychodzić i idzie się szykować. Zaczynam się śmiać. Myślę "5 minut dla kobiety na wyszykowanie się?" Uwierzę jak zobaczę :> Siostra rozumie powód mojego śmiechu i pyta, czy chcę się założyć, że za 5 minut będzie gotowa do wyjścia. Niby, nauczony doświadczeniem, powinienem się założyć, ale... dobrze, że tego nie zrobiłem. Kobiety naprawdę są nieobliczalne ;)
Jedziemy do sklepu. Zmierzam w kierunku gabloty z aparatami. Widzę oba aparaty, które miałem upatrzone. Który wybrać? Może zapytam pracownika tego działu? Przychodzi facet, który wygląda jakby się zgubił. Pyta czy może mi w czymś pomóc. Szok. Myślałem, że zapyta o drogę do wyjścia... Cóż, na wszelki wypadek zadaję pytanie: "czym różni się ten aparat od tamtego?". Gość spogląda na kartecznki z opisami umieszczone w gablocie i mówi mi to, co mogę z nich sam wyczytać: "ten jest nowszym modelem i jest droższy". Rozbrajające. Mówię "A ha, dziękuję" próbując opanować śmiech. Chociaż może powinienem płakać? Niee... to nie ja jestem kierownikiem tego sklepu... ;)
Siostra ze szwagrem pojawiają się w końcu w pobliżu - robili swoje zakupy. Podjąłem decyzję co do aparatu. Oczywiście okazało się, że nie ma już na składzie kart pamięci do tego aparatu :( Muszę kupić w innym sklepie. Ale to może jutro... Idziemy do kas. Płacimy. Wychodzimy.
W domu wyjmuję zawartość pudełka. Rozkładam płachtę papieru pt. "skrócona instrukcja obsługi". Nawet nie czytam tekstu - z obrazków wynika wszystko co mi jest potrzebne. Włączam aparat i zaczynam pstrykać fotki. Wrażenia: fotki całkiem fajne, niezła lampa błyskowa, stanowczo za mała karta pamięci w zestawie :/
Czas rozesłać kilka zdjęć... potem obiad i znowu komputer - szablonik, gadu-gadu... standard :)
Z głośników dobiega Counting Crows "Accidently in Love" (btw: soundtrack ze Shreka 2), w pokoju półmrok... ciemność rozświetlana jest tylko przez lampkę przy łóżku i blask bijący od monitora... na biurku, wśrod stery papierów i płyt, nieopodal monitora, stoi gorąca herbatka... Tak wygląda teraz sytuacja w moim pokoju ;)
Jeśli coś może pójść źle - na pewno tak się stanie... W poprzedniej notce napisałem 90%, tak? No cóż, to jest oczywiście prawdopodobieństwo bez uwzględnienia pewnego współczynnika, który nosi nazwę "szwagier" :] Aparatu nie kupiłem. Szwagrowi nie chciało się dzisiaj po mnie wstąpić do domu po drodze do sklepu :] Ale jadą jutro z siostrą, więc im nie daruję :>
Zrobiłem dzisiaj kolejny szablon. Łącznie już 7 czeka na zagospodarowanie ;) Plus do tego trzy dość specyficzne, z czego jeden oglądacie teraz ;)
A odnośnie spraw wyższej rangi... znajduję się gdzieś między niebem a ziemią. Zawieszony między szczęściem, a nieszczęściem, czekam na rozwój wydarzeń. Prędzej czy później wszystko się wyjaśni. Mam ciąglę nadzieję, że... ech... zresztą nieważne... nadzieja to jedyne co mam. Niby tak niewiele, a jednak... Liczę na to tylko, że wszystko wyjaśni się, zanim się zestarzeję :]Boli mnie głowa :( aua! :( Niech mnie ktoś przytuli... :(
Zrobiłem dzisiaj kolejny szablon... to już 7 albo 8... jak mi się tego trochę więcej uzbiera, to chyba wrzucę tutaj link do screenów ;)
A tymczasem, kolejny wierszyk o.... przygodach Księcia :P
"Co ma zrobić, Książę nie wie,
choć się tego wstydzi.
Często siedzi i rozmyśla,
gdy go nikt nie widzi.
Późną nocą w swej komnacie
o Księżniczce myśli,
ma nadzieję, że ciąg dalszy
zdarzeń mu się przyśni..."
© Książę, wrzesień 2004
Jutro na 90% jadę po aparacik ;) A potem..... oj będzie się działo, oj będzie... :D
Więc teraz zmykam spać...
Pozdrawiam wszystkich gorąco... ;*
Znowu mnie naszło na Bryana Adamsa... Lubię wieczorami słuchać jego piosenek. Poniżej jedna z moich ulubionych - "Have you ever really love a woman"... Piosenka z głębokim przekazem... od niego dla słuchaczy... a ode mnie dla czytelników ;) Pozdrawiam.
"To really love a woman
To understand her - you gotta know her deep inside
Hear every thought - see every dream
N' give her wings - when she wants to fly
Then when you find yourself lyin' helpless in her arms
You know you really love a woman
When you love a woman you tell her
that she's really wanted
When you love a woman you tell her that she's the one
'cause she needs somebody to tell her
that it's gonna last forever
So tell me have you ever really
really really ever loved a woman?
To really love a woman
Let her hold you - til ya know how she needs to be touched
You've gotta breathe her - really taste her
'Till you can feel her in your blood
Then when you can see your unborn children in her eyes
You know you really love a woman
ref...
You got to give her some faith - hold her tight
A little tenderness - gotta treat her right
She will be there for you, takin' good care of you
You really gotta love your woman..."
Cała moja energia niemalże została spożytkowana na... walkę o względy pewnej kobiety... bez rezultatu niestety. W ogóle wszystko to było ciężkie do przełknięcia i bardzo nieprzyjemne.Teraz tamto mam już wprawdzie za sobą, ale historia lubi się powtarzać...
Co było trudne do przełknięcia...? Dlaczego się nie udało...? Dlaczego historia się powtarza...? Oto odpowiedzi...
W jednej z notek napisałem, że dorabiam sobie jako anioł stróż niektórych ludzi... Często ktoś pisze lub mówi mi o swoich problemach, oczekując ode mnie rady i pomocy, a ja staram się jak mogę pomóc. Niestety kilka razy już rozwiązywałem problemy osób, z którymi wiązałem nadzieję. W trakcie znajomości, gdy kogoś poznawałem okazywało się, że ma jakieś wątpliwości, rozterki i problemy, związane z facetem lub facetami... z czego żadnym nie byłem ja. W ten sposób wiele, wiele razy wysłuchiwałem historii o człowieku, na którego miejscu chciałbym być. Ale wysłuchanie kogoś, to było zbyt mało. Zadawano mi pytanie, co ja bym zrobił. I pojawiał się problem. Napisanie prawdy oznaczało, choć nie zawsze, przekreślenie moich szans, ale mogłem skłamać. Nigdy tego nie zrobiłem i wiem, że nie zrobię. Nie potrafię, po prostu nie potrafię... Słuchałem więc różnych historii, o różnych wpadkach, o chwilach złych i o chwilach wspaniałych... A potem doradzałem... czy zapomnieć o kimś, czy walczyć o przetrwanie związku i na przykład dać drugą szansę...
Dowiadywałem się, że oto jakiś facet napisał, że prosi o spotkanie, że ona coś do niego czuje, nie wie co, albo wie co, ale czuć nie chce, itp... Poznawałem myśli i uczucia drugiej strony, nie mogąc nawet słowem pisnąć o swoich... Najczęściej nadal tak właśnie jest - nie chcę komplikować komuś życia, skoro i tak skomplikowane jest. Głupota czy życzliwość...? Nie wiem... ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że to pierwsze... "asinus asinorum" - osioł nad osłami... to ja. Jedna kobieta, która mnie w takiej sytuacji postawiła, zdecydowała się jednak spotkać z tamtym przyjacielem i o ile mi wiadomo są razem. Oczywiście były zapewnienia, że coś do mnie czuje, że jestem jej bardzo bliski, że chce by znajomość trwała dalej i ma nadzieję, że się między nami ułoży... Jasne... Mam wadę wzroku, ale nie jestem ślepy... Nie myliłem się. Potem stwierdziła, że owszem jestem bardzo fajny, ale on mieszka bliżej i zna go dłużej niż mnie, więc... od kilku miesięcy brak jakiegokolwiek kontaktu.
A druga...? hmm... Kobieta, na której jak narazie zależało mi najbardziej - na nikim jeszcze nigdy w życiu mi tak nie zależało... Poznana przez internet w przeddzień walentynek... Żeby było ciekawie - poznana przez internet, a mieszkająca.... 7 minut spacerkiem od mojego poprzedniego lokum. Jaki ten świat mały... Dowiadywałem się od niej różnych rzeczy. Poznawałem przerażające fakty z jej życia, jej myśli, które wcale mniej przerażające nie były. Wysłuchiwałem o jej byłych facetach, o ostatnim byłym najwięcej. Jak bardzo go kocha, jak bardzo tęskni, że wszystko się jej z nim kojarzy... Że on czasem ją olewa, a czasem pod wpływem chwili, spędzają razem upojne chwile... Choć potem to zawsze kończyło się głębokim dołkiem. Nie chciała jednak nic powiedzieć mu wprost, jak bardzo cierpi. Wolała to skrywać i udawać przed nim, że nic się nie stało... Moje pocieszanie nic nie dało, zapewnienia, że jest fantastyczną kobietą też nie. Któregoś dnia powiedziała, że z nudów do kogoś napisała, spotkali się i jest super. Już nie ma dołków, a facet jest fantastyczny i potrafi z nim spędzić dzień od rana do nocy... Po tygodniu znajomości gotowała jemu i jego braciom ciotecznym obiad u niego w domu. Po pięciu tygodniach jednak zagadała na moje gg... Okazało się, że facet chciał ją mieć jako pewniaka a spotykać się z innymi. Rozmowa jaką wtedy przeprowadziliśmy skończyła się tym, że przez tydzień się do mnie nie odzywała... Dlaczego? Ona na początku zgodziła się na taki układ, otumaniona jego słodkimi słówkami i dopiero potem poszła po rozum do głowy. Ale ja, nie mając pewności czy coś jej nie odbije znowu, napisałem do niej kilka słów dotyczących tej sytuacji. Takie podsumowanie... Nie spodobało się jej to, co tam przeczytała. A przeczytała, że postępuje naiwnie i wierzy w słodkie kłamstewka innych facetów, a mnie nie wierzyła i nie wierzy, chociaż mówię prawdę. Do tego kilka innych spostrzeżeń. Wszystko jednak zamykało się w stwierdzeniu, że i tak jest super dziewczyną z mnóstwem zalet i zasługuje na porządnego faceta. Po tym posądziła mnie, że celowo jej doradzałem, by zostawiła tamtego gościa, aby zająć jego miejsce. Bardzo się jednak pomyliła... Słyszałem od niej kilkanaście, a może kilkadziesiąt razy, że ona mnie nie chce, chociaż spełniałem niemal wszystkie jej wymagania. Prawie mieściłem się w przedziale "facet idealny"... Nie pasował kolor oczu, wzrost i brak umięjętności gotowania :> Na pytanie (zadawane zresztą wielokrotnie) "dlaczego nie ja?" nigdy nie uzyskałem odpowiedzi innej niż "tak po prostu". Za to usłyszałem kilka razy, że jestem za idealny, że moje poglądy są nie z tej epoki, a moje podejście i pomysły nie do zrealizowania w życiu, bo życie to nie bajka... Naturalnie także zapewniała, że wiązała z tą znajomością nadzieję... jasne... oczywiście w międzyczasie zaczepiała ludzi na necie, spotykała się z nimi i cały czas prowadziła profil w serwisie randkowym... A zabieganie o jej względy darowałem sobie w chwili, kiedy sobie kogoś znalazła. Dobrze o tym zresztą wiedziała, bo powiedziałem jej kilka razy, że ten moment będzie dla mnie oznaczać koniec trasy... Od tamtej pory kilka razy zamieniliśmy kilka słów na gg, przesłaliśmy sobie kilka mp3 i koniec... Od pewnego czasu kontaktu zero. Ale to nie koniec znajomości raczej... Wiem, że kogoś znowu ma i najprawdopodobniej unika mnie, żeby znowu nie usłyszeć jak ja to widzę... To właśnie ona sprawiła mi ostatnio największą przykrość... stwierdziła, że nie bierze do siebie moich uwag i rad, bo jak brała, to się dołowała. Skoro tak ją boli kilka słów prawdy - proszę bardzo, mogę nie pisać. Tylko po co w takim razie sama prosiła o rozmowę i prosiła żebym napisał jak to widzę? Teraz nie mam zamiaru odezwać się pierwszy. Sprawiła mi przykrość - to tak jakby napisała "mam Cię w dupie, ale pisać możesz. Najwyżej będziesz pisać szybciej". Teraz to jest także kwestia honoru. A tak w ogóle, to byłem bardziej optymistą niż realistą właśnie do momentu, w którym zacząłem zabiegać o jej względy... Potem było już tylko gorzej.
W ogóle ostatnio odnoszę wrażenie, że wszyscy mnie unikają. Zagaduję do kogoś ze znajomych i albo nikt mi nie odpowiada, odpowiedzi są bardzo wymijające i widać na pierwszy rzut oka, że ktoś rozmawiać nie chce, albo ktoś stwierdza, że musi już iść, bo cośtam ma do zrobienia. I tak za każdym razem... Poza dwoma przyjaciółmi - kumplami z mojej grupy dziekańskiej. Oni najczęściej się odzywają...
Jest jeszcze ktoś, kto postawił mnie w podobnej sytuacji... Ale o tym raczej tutaj nie napiszę. Jeszcze nie teraz... Poza tym - starczy opowieści, jak na jedną notkę. Pozdrawiam serdecznie...Może na wstępie wyjaśnię, że nie twierdzę, iż nie byłem nigdy zadowolony z życia, nie cieszyłem się z jakiegoś powodu. Cieszyłem się jak dziecko, gdy zobaczyłem wyniki egzaminów do szkoły średniej. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy dostałem stypendium, cieszyłem się kiedy ogłaszane były wyniki matury i kiedy dostałem się na studia... choć nie takie jakie chciałem :) Dlatego to, co napiszę poniżej dotyczy tylko ostatniego okresu mojego życia... trochę ponad rok. I jest to dopiero rozgrzewka przed następną notką... :] Dobra, nadszedł czas na wymienienie powodów do "radości" ;)
Studia.
Owszem, studiuję sobie. W wyniku przykrych wydarzeń sprzed roku oraz sytuacji, o której wspomniałem w swojej pierwszej notce, a także śmierci prowadzącego moją pracę przejściową, nie wiem jak długo utrzymam status studenta... Powód do radości: nie stwierdzono.
Zasobność portfela.
18 mln zł na koncie: nie stwierdzono. Jednej osiemnastej tego też nie... Stwierdzono za to powiązanie źródła dochodu ze studiami, wobec czego sytuacja jest nieciekawa. Powód do radości: nie stwierdzono.
Ukochana.
Kochająca mnie kobieta: nie stwierdzono. Kobieta mną zainteresowana na poważnie: nie stwierdzono. Szanse na stworzenie związku w najbliższym czasie: nie stwierdzono. Powód do radości: nie stwierdzono.
Praca.
Aktywność zawodowa: nie stwierdzono. Powód do radości: nie stwierdzono.
Zdrowie i życie rodzinne.
Tutaj narzekać zbytnio nie mogę, aczkolwiek różowo nie jest. Ot, standard...
Pewnie zaraz znajdą się głosy, że przecież może być gorzej, że są ludzie, którzy nie mają nawet tego co ja, więc powinienem się cieszyć z obecnej sytuacji... Ja to widzę tak: to co opisałem powyżej, to wprawdzie nie powody do płaczu (poza szczególnymi sytuacjami...), ale powody do radości też nie... Powody do smutku są akurat ściśle związane z płcią przeciwną. Pozostałe problemy na dobrą sprawę nie robią na mnie większego wrażenia... Dlaczego? Po prostu kochająca kobieta u boku będzie dla mnie szczęściem. Wtedy z resztą spraw sobie poradzę, w ten czy inny sposób...
Następna notka będzie nawiązaniem do pierwszej. Tym sposobem zamknę pewien krąg wydarzeń. Możliwe, że poczujecie się, jakbyście mieli deja vu - "ja już to gdzieś czytałam/em". Ja często się tak czuję...Jestem przeziębiony :(( Mam katar, boli mnie głowa, czuję się koszmarnie :/
Miałem dzisiaj pojechać na wydział, a potem poszukać w sklepach aparatu fotograficznego, który sobie upatrzyłem, ale nic z tego. Dzień spędziłem w domu - do końca przyszłego tygodnia muszę być w pełni sprawny ;)
Siedziałem więc w domu, prawie cały dzień sam, bo siostrzeniec w szkole, a siostra z moim szwagrem pojechali po zakupy... Nie mogłem się skoncentrować na czytaniu, filmów też mi się oglądać nie chciało, choć mam kilka zaległych do obejrzenia. Pytanie: więc co robiłem...? Wymieniłem kilka wiadomości z pewną osóbką (pozdrawiam :)) w międzyczasie szukając w necie ciekawych grafik i zdjęć. Efekt: Cztery szablony na blogi :D Są mało wyszukane, ale w końcu to treść jest najważniejsza, a oprawa graficzna to jedynie dodatek. Szkoda jedynie, że nie mam gdzie tych szablonów wrzucić :( Niby jest republika.pl, ale strach pomyśleć z jaką prędkością to się będzie wczytywać. Poza tym, te wszechobecne limity transferów :/ No nic... czas wrócić do ukochanego Photoshopa i tworzyć dalej... póki jest wena twórcza ;)
A odnośnie powodów do radości będzie w następnej notce jednak... Nie chce mi się teraz wszystkiego wywlekać i rozpisywać... A będzie to chyba notka dłuuuuga i ponura. Więc macie akurat czas by przygotować się psychicznie do jej przeczytania ;)
Pozdrawiam gorąco, tym goręcej, że za oknem chłód...Ech... myślałem, że osoby, które będą ciekawe wysilą się trochę... Jedna osoba w komentarzu napisała sentencję "Vivere militare est" (życie jest walką) - owszem jest... sentencja dość dobrze pasuje jako podsumowanie mojej notki... ;)
A teraz tłumaczenia sentencji z poprzedniej notki... Ale interpretacja to nadal Wasze zadanie :] Pozdrawiam.
To o mnie, o moim nastawieniu i o tym co się dzieje wokół mnie... To przekaz - każde z osobna, jak i wszystkie razem... Jaki? To Wam pozostawiam...
"Probitas laudatur et alget."
"Verba res sequitur."
"Imperare sibi maximum est imperium."
"Alea iacta est."
"Errare humanum est."
"Cum tacent, clamant."
"Duo cum faciunt idem, non est idem."
"Litterae non erubescunt."
"Pereant qui ante nos nostra dixerunt."
"Per aspera ad astra."
"Vulnerant omnes, ultima necat."
Na wstępie mam prośbę - jeśli ktoś coś ode mnie chce, po prawej stronie widnieje mój adres e-mail - można do mnie napisać, zamiast umieszczać wpis typu "napisz do mnie..."
A teraz do rzeczy. Poprzednia notka mogła sugerować, że jestem ideałem... Nie jestem. Teraz to udowodnię :> Kilka rzeczy wymieniłem poprzednio, teraz postaram się to nieco rozwinąć...
Upór - czasem ośli niemal... ;) Zdarza się czasami, że twardo obstaję przy swoim zdaniu, bez względu na to, jakie padają argumenty z drugiej strony. Po prostu wiem swoje i tyle. Niektóre poglądy są po prostu we mnie tak głęboko zakorzenione, że nie potrafię ich zmienić, choćbym chciał. A ponieważ najczęściej nie chcę... ;)
Nieśmiałość - dotyczy to głównie kobiet... aczkolwiek w każdym towarzystwie nowo poznanych ludzi czuję się skrępowany... Staram się bardzo uważać na każde słowo czy gest, a niestety im bardziej się staram, tym gorzej to wychodzi... Więc nie dość, że zachowuję się drętwo, to jeszcze zdarza mi się w stresie palnąć głupstwo... :/
Kondycja - no, niby siłownia i ćwiczenia robią swoje, ale nadal nie jest różowo :/ Do tego jeszcze ciężar mojego ciała... w normie, ale dobrze byłoby ważyć te 5 do 10 kg więcej...
Ciekawość - czasami bywam bardzo dociekliwy... Czasem jest to zaleta, ale czasem wada... Kiedy pytam o coś, czego na przykład, wedle czyjejś opinii, wiedzieć nie powinienem... Ja po prostu lubię dużo wiedzieć :)
Słodycze - uwielbiam po prostu... to już niemal uzależnienie ;) Zwłaszcza wyroby czekoladowe... mmm... :)
Lenistwo - czasami i ono daje o sobie znać :/
Wzrok - a dokładniej krótkowzroczność. Dają o sobie znać godziny spędzone przed monitorem na zabawie, rozmowach czy projektowaniu... Póki co okulary mam słabie (0.5), ale wzrok mi się chyba pogorszył trochę ostatnio...
Zdolności manualne - mam dwie lewe ręce... a jestem (na ogół ;)) praworęczny. Ciężko jest tak cokolwiek zrobić. Dlatego jeszcze nie umiem grać na gitarze. A jaki mam problem z rękawiczkami... ;)
W tej chwili nic więcej mi do głowy nie przychodzi... Jak mi ktoś o czymś przypomni, to uwzględnię to w następnej notce :) Pozdrawiam."Dokąd mam biec...?
gdzie dziś znaleźć Cię?
Chcę w objęciach Twych
się zatracić"
Kasia Kowalska "Dokąd mam biec"
Ciągle ktoś zarzuca mi brak optymizmu. Żeby jeszcze któraś z osób wiedziała czym to jest spowodowane... Są ludzie, którym wszystko się udaje, są ludzie, którym czasem się nie udaje, są też tacy, którym czasem się udaje... Ja jestem poza tymi grupami - mnie nie udaje się nigdy.
Może wyglądam jak potwór? Nie - to na pewno nie. Choć póki co uwierzyć mi musicie na słowo, bo fotki na blogu nie zamieszczę. Może kiedyś zaprzyjaźnione osoby fotkę dostaną... Póki co jedna osoba czytająca te słowa wie, jak wyglądam. Jedna osoba poza mną rzecz jasna :)
Impotentem też nie jestem, a to, czym mnie obdarzyła natura mieści się w przedziale "standard +" - to gdyby ktoś pomyślał, że problem tkwi tutaj... :P
Może jestem niedojrzały? Dziecinny? Podejście do życia i związków mam bardzo dojrzałe i dość nietypowe jak na obecne czasy. Reakcja jest na ogół taka sama - niedowierzanie. Kobietom wydaje się, że to tanie sztuczki, aby zyskać ich względy. A co ja poradzę, że ja naprawdę takie cechy charakteru mam? Mam grać na początku "złego" faceta, żeby potem dopiero zabłysnąć?
Może brak mi pewności siebie? Postępuję stanowczo i konsekwentnie. Taki też jestem kiedy chodzi o wartości, które są dla mnie ważne. Może to przeraża drugą stronę...?
Może jestem nerwowy? Wręcz przeciwnie - jestem bardzo, bardzo cierpliwy... ale nie bezgranicznie. Moja cierpliwość też kiedyś się kończy :) Ale i tak trzeba się postarać by wyprowadzić mnie z równowagi...
A może jestem prostakiem, który nie szanuje kobiet...? Tutaj się nie mogę wypowiedzieć akurat - to musiałaby zrobić kobieta, która miała ze mną styczność...
No to może nadużywam alkoholu, palę jak lokomotywa albo mam problemy z innymi używkami? Nie zwykłem się upijać - taką mam zasadę i trzymam się jej zawsze. Nie palę. Z innymi używkami też kłopotów nie mam. Mam za to jedną słabość: słodycze... :) Uwielbiam po prostu... :) Tak, to mnie pewnie dyskwalifikuje... :P
Nie jestem ideałem - nie ma ludzi idealnych. Mam wiele wad - czasem bywam bardzo ciekawski. Bywam też niezmiernie uparty. Jestem nieśmiały - zwłaszcza gdy przebywam w towarzystwie kobiety, na której mi zależy... Ale uprzedzam o tym na ogół i proszę o wyrozumiałość i cierpliwość... Potrzebuję czasu żeby się "rozkręcić" :) Wadą jest też moja słaba kondycja fizyczna. Mam też inne wady, ale już mi się nie chce ich wymieniać :)
Ostatnio przybył pesymizm - ja nie jestem pesymistą od urodzenia... Jestem realistą. Niegdyś z nutką optymizmu ;) I taki będę ponownie, o ile w końcu znajdę kochającą mnie Księżniczkę...
"W swoim zamku, gdzieś w oddali,
W mroku nocy, w głuchej ciszy,
Książę siedzi i się żali,
jego żalu nikt nie słyszy..."
© Książę, 2004
Miłe, ciepłe i przytulne... serce 21-latka oczekuje na swoją Księżniczkę.
Szatyn, 177 cm wzrostu, oczy szare, spokojny, ciepły, czuły, troskliwy, opiekuńczy i romantyczny, poszukuje swojej Księżniczki.
Gdzie jesteś moja Księżniczko...???Uff... Wczoraj pół dnia pomagałem siostrzenicy pisać referat. Bardzo tego nie lubię. Zwłaszcza, że to ja pisałem, a ona siedziała i się patrzyła :> Irytujące. Ale za to mogłem ją drażnić kamerką internetową :P Strasznie się jej nie podobało, że ją nagrywałem :D W końcu mogłem się zrewanżować za te 2 tygodnie wakacji, kiedy to wraz ze swoją młodszą siostrą nie dawały mi ani na chwilę spokoju :>
A dzisiejszy dzień zaczął się bardzo przyjemnie. Tym razem naprawdę byłem pełen energii i optymistycznie nastawiony. Czułem, że wszystko na pewno się ułoży i będzie OK. Przyjemnie jest być optymistą ;) Wczoraj zastanawiałem się, która z możliwości jest najbardziej prawdopodobna:
1) wygram w totka, kupię wyspę i będę mieć z kim tam pojechać
2) wygram w totka, kupię wyspę, ale nie będę mieć z kim się tam udać
3) nie wygram w totka, ale zawsze będę mieć kogoś u swego boku
4) zarówno wyspa, jak i osoba towarzysząca pozostaną w sferze marzeń...
Nie wygrałem w totka, więc pierwsze dwie możliwości przepadły... Teraz pytanie, która z pozostałych dwóch jest bardziej prawdopodobna...? ... Już wiecie? Ja niestety chyba też... :(
Zauważyliście coś jeszcze, prawda? Tak, wiem - optymizm szlag trafił :> Ten typ tak ma... Żeby to zmienić, trzeba wprowadzić pewne modyfikacje, ale nikt nie chce się tego podjąć... zbyt ryzykowne.
"Patrzeć poprzez mrok i widzieć
Dostać więcej niż dziś mam
Cały w sobie krzyk wykrzyczeć
Z losem wygrać w to w co gram"
IRA "Ikar" (fragm.)
"A gdy serce Twe przytłoczy
Myśl, że żyć nie warto,
Z łez ocieraj cudze oczy,
Chociaż twoich nie otarto."
Maria Konopnicka
Ech... ciężkie jest życie anioła stróża. Aaa... nie pisałem wcześniej? Dorabiam sobie po godzinach w tej roli. Kiedy ktoś się dołuje, ja wychodzę z mojego dołka i wyciągam tego kogoś... Po czym najspokojniej w świecie, wracam na swoje miejsce... Strasznie nieprzyjemna robota... zwłaszcza, że często mój dołek staje się przez to głębszy...
Co jeszcze się dzieje? A no, dowiedziałem się, że dla osoby, której kiedyś ufałem i sądziłem, że ufa mi, jestem nikim i wszystko, co mówię i piszę, ma w dupie. I nie było to wypowiedziane w złości czy pod wpływem alkoholu. Podziękowanie za poświęcony czas, ciepłe słowa, które słyszała kiedy było jej źle i pomoc, której starałem się zawsze udzielić. I nigdy nie usłyszę od niej słowa "przepraszam", bo ona tego słowa nie zna po prostu... A wszystko wyniknęło dzisiaj w przypadkowej zupełnie rozmowie... Z mojej strony to była rozmowa ostatnia, jeśli tak to ma wyglądać. Szkoda, że zdobyła się na szczerość dopiero teraz - nie zawracałbym jej już dawno głowy.
I może wyjaśnię - nie, to nie dotyczy osoby, o której są moje poprzednie notki... Osóbce tej nie mogę nic zarzucić póki co... I oby tak pozostało :)
Jakby tego wszystkiego było mało, siostra i szwagier cały czas mają do mnie pretensję o te egzaminy, które oblałem. A oblałem ich więcej niż powinienem :/ Tyle, że ja o tym wiem doskonale i takie ciągłe powtarzanie mi tego, nic nie zmieni. Na pewno nie na lepsze. Zwłaszcza, że nie mają zielonego pojęcia, dlaczego te egzaminy oblałem. Siostra stwierdziła, że myślę o niebieskich migdałach, zamiast o nauce... Już nie tłumaczyłem, że nie są to migdały, tylko ktoś. Nie chcę żeby cokolwiek wiedziała. Codziennie mam z nią styczność, w końcu mieszkamy razem, więc pewnie zaraz zaczęłyby się pytania o kogo chodzi, co się dzieje itp... A to nic nie pomoże. Chyba jednak domyśla się co i jak, chociaż swoją rolę "radosnego człowieczka" odgrywam przed nią i resztą domowników najlepiej jak potrafię...
Ja się czasem muszę wygadać (albo wypisać raczej ;)) i już. Chciałbym się przytulić do jednej osóbki, wziąć ją w ramiona, ale to akurat jest niewykonalne..."Do przodu idź - spróbuj trochę z siebie dać
Do przodu idź - po co w miejscu stać
Choć nie wiem dokąd znowu rzuci mnie
Przed siebie - przecież wrócić nie ma gdzie
(...)
Oszaleć - czując zapomniany smak
Odnaleźć - czego zawsze było brak
Iść wszędzie - byle jak najdalej stąd
I zdążyć - nim pomyślę że to błąd"
IRA "cały ja"
O godzinie 8:00 zacząłem nowy dzień, wspaniały dzień. Rano, tak jak teraz, świeciło słońce i było ciepło. Miałem mnóstwo energii i świetny nastrój. Czułem, że mogę zmieniać świat i wszystko zależy ode mnie...
.
.
.
.
.
.
... Tylko żartowałem :]
Od wczoraj nie zmieniło się prawie nic w moim nastawieniu... Humor trochę mi się poprawił, rano przeczytałem bowiem na jednym blogu notkę opisującą perypetie pewnej pary... kilka razy w trakcie czytania zdarzyło mi się śmiać... Coś się jeszcze zmieniło - trochę się zestarzałem (jakieś 20 godzin :]).
Po południu pojechałem na egzamin - pytania były bardzo interesujące. Tak bardzo, że odpowiedziałem na niecałe 3 pytania z 5... Wyników mogę nie sprawdzać.
Kumpel z grupy chce mi urozmaicić trochę moje paskudne :] życie i zaproponował w czwartek wyprawę do kina I-Max na trójwymiarowe wyścigi NASCAR, a w sobotę chce mnie wyciągnąć na zlot młodzieży katolickiej w Ossowie... Co prawda to oznacza, że muszę się u niego zjawić w piątek wieczorem, a do domu wrócę w niedzielę... Jakoś nie bardzo mi się chce... ale zobaczymy.
A co teraz...? Teraz siedzę, słońce świeci mi prosto w oczy, bo pokój mam akurat od strony południowo-zachodniej. Ale niestety zaraz zapadnie zmrok i znowu będzie ponuro i smutno :/ Ileż we mnie optymizmu :DA tak w ogóle, nie zdziwcie się, jeśli pewnego "pięknego" dnia ten blog przestanie istnieć... Trafiłem tutaj przez jedną osobę i nie wiem, czy będę mieć na tyle siły żeby to wszystko ciągnąć dalej... Czytać swoje notki, jej bloga itp itd... Narazie tutaj jestem... A ile będę? Nie wiem... A osóbce tej mogę jedynie życzyć szczęścia... oby znalazła w końcu to, czego szuka...
"Noc budzi dzień, idą razem przez kryształowy sen
Grób pusty wciąż czeka na mnie, chce mnie wziąć
Porwać mnie do baśni niekończącej się
Pragnę, wołam, zabierz mnie!"
Łzy "W kryształowym śnie" (fragm. - refrenu niech sobie posłucha pewna osóbka...)
...kobieta, która swego czasu uratowała mnie, ściągając z gilotyny moją głowę, teraz sama mi ją zetnie... Ironia losu...
A ja czekam... w niepewności... wciąż czekam... i mam nadzieję...
"Rzeczywistosc...