"Nie mam nic..."
Może na wstępie wyjaśnię, że nie twierdzę, iż nie byłem nigdy zadowolony z życia, nie cieszyłem się z jakiegoś powodu. Cieszyłem się jak dziecko, gdy zobaczyłem wyniki egzaminów do szkoły średniej. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy dostałem stypendium, cieszyłem się kiedy ogłaszane były wyniki matury i kiedy dostałem się na studia... choć nie takie jakie chciałem :) Dlatego to, co napiszę poniżej dotyczy tylko ostatniego okresu mojego życia... trochę ponad rok. I jest to dopiero rozgrzewka przed następną notką... :] Dobra, nadszedł czas na wymienienie powodów do "radości" ;)
Studia.
Owszem, studiuję sobie. W wyniku przykrych wydarzeń sprzed roku oraz sytuacji, o której wspomniałem w swojej pierwszej notce, a także śmierci prowadzącego moją pracę przejściową, nie wiem jak długo utrzymam status studenta... Powód do radości: nie stwierdzono.
Zasobność portfela.
18 mln zł na koncie: nie stwierdzono. Jednej osiemnastej tego też nie... Stwierdzono za to powiązanie źródła dochodu ze studiami, wobec czego sytuacja jest nieciekawa. Powód do radości: nie stwierdzono.
Ukochana.
Kochająca mnie kobieta: nie stwierdzono. Kobieta mną zainteresowana na poważnie: nie stwierdzono. Szanse na stworzenie związku w najbliższym czasie: nie stwierdzono. Powód do radości: nie stwierdzono.
Praca.
Aktywność zawodowa: nie stwierdzono. Powód do radości: nie stwierdzono.
Zdrowie i życie rodzinne.
Tutaj narzekać zbytnio nie mogę, aczkolwiek różowo nie jest. Ot, standard...
Pewnie zaraz znajdą się głosy, że przecież może być gorzej, że są ludzie, którzy nie mają nawet tego co ja, więc powinienem się cieszyć z obecnej sytuacji... Ja to widzę tak: to co opisałem powyżej, to wprawdzie nie powody do płaczu (poza szczególnymi sytuacjami...), ale powody do radości też nie... Powody do smutku są akurat ściśle związane z płcią przeciwną. Pozostałe problemy na dobrą sprawę nie robią na mnie większego wrażenia... Dlaczego? Po prostu kochająca kobieta u boku będzie dla mnie szczęściem. Wtedy z resztą spraw sobie poradzę, w ten czy inny sposób...
Następna notka będzie nawiązaniem do pierwszej. Tym sposobem zamknę pewien krąg wydarzeń. Możliwe, że poczujecie się, jakbyście mieli deja vu - "ja już to gdzieś czytałam/em". Ja często się tak czuję...Pozdrawiam serdecznie.
Dodaj komentarz