• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

The last unicorn

Strony

  • Strona główna
  • info
  • Księga gości

Kalendarz

pn wt sr cz pt so nd
30 31 01 02 03 04 05
06 07 08 09 10 11 12
13 14 15 16 17 18 19
20 21 22 23 24 25 26
27 28 29 30 01 02 03

Archiwum

  • Kwiecień 2009
  • Marzec 2009
  • Luty 2009
  • Grudzień 2008
  • Listopad 2008
  • Wrzesień 2008
  • Sierpień 2008
  • Lipiec 2008
  • Czerwiec 2008
  • Maj 2008
  • Kwiecień 2008
  • Marzec 2008
  • Luty 2008
  • Styczeń 2008
  • Listopad 2007
  • Październik 2007
  • Wrzesień 2007
  • Sierpień 2007
  • Lipiec 2007
  • Czerwiec 2007
  • Maj 2007
  • Kwiecień 2007
  • Marzec 2007
  • Luty 2007
  • Styczeń 2007
  • Grudzień 2006
  • Listopad 2006
  • Październik 2006
  • Wrzesień 2006
  • Sierpień 2006
  • Lipiec 2006
  • Czerwiec 2006
  • Maj 2006
  • Kwiecień 2006
  • Marzec 2006
  • Luty 2006
  • Styczeń 2006
  • Grudzień 2005
  • Listopad 2005
  • Październik 2005
  • Wrzesień 2005
  • Sierpień 2005
  • Lipiec 2005
  • Czerwiec 2005
  • Maj 2005
  • Kwiecień 2005
  • Marzec 2005
  • Luty 2005
  • Styczeń 2005
  • Grudzień 2004
  • Listopad 2004
  • Październik 2004
  • Wrzesień 2004

Archiwum 25 września 2004


Deja vu

Cała moja energia niemalże została spożytkowana na... walkę o względy pewnej kobiety... bez rezultatu niestety. W ogóle wszystko to było ciężkie do przełknięcia i bardzo nieprzyjemne.Teraz tamto mam już wprawdzie za sobą, ale historia lubi się powtarzać...

Co było trudne do przełknięcia...? Dlaczego się nie udało...? Dlaczego historia się powtarza...? Oto odpowiedzi...

W jednej z notek napisałem, że dorabiam sobie jako anioł stróż niektórych ludzi... Często ktoś pisze lub mówi mi o swoich problemach, oczekując ode mnie rady i pomocy, a ja staram się jak mogę pomóc. Niestety kilka razy już rozwiązywałem problemy osób, z którymi wiązałem nadzieję. W trakcie znajomości, gdy kogoś poznawałem okazywało się, że ma jakieś wątpliwości, rozterki i problemy, związane z facetem lub facetami... z czego żadnym nie byłem ja. W ten sposób wiele, wiele razy wysłuchiwałem historii o człowieku, na którego miejscu chciałbym być. Ale wysłuchanie kogoś, to było zbyt mało. Zadawano mi pytanie, co ja bym zrobił. I pojawiał się problem. Napisanie prawdy oznaczało, choć nie zawsze, przekreślenie moich szans, ale mogłem skłamać. Nigdy tego nie zrobiłem i wiem, że nie zrobię. Nie potrafię, po prostu nie potrafię... Słuchałem więc różnych historii, o różnych wpadkach, o chwilach złych i o chwilach wspaniałych... A potem doradzałem... czy zapomnieć o kimś, czy walczyć o przetrwanie związku i na przykład dać drugą szansę...
Dowiadywałem się, że oto jakiś facet napisał, że prosi o spotkanie, że ona coś do niego czuje, nie wie co, albo wie co, ale czuć nie chce, itp... Poznawałem myśli i uczucia drugiej strony, nie mogąc nawet słowem pisnąć o swoich... Najczęściej nadal tak właśnie jest - nie chcę komplikować komuś życia, skoro i tak skomplikowane jest. Głupota czy życzliwość...? Nie wiem... ale coraz częściej odnoszę wrażenie, że to pierwsze... "asinus asinorum" - osioł nad osłami... to ja. Jedna kobieta, która mnie w takiej sytuacji postawiła, zdecydowała się jednak spotkać z tamtym przyjacielem i o ile mi wiadomo są razem. Oczywiście były zapewnienia, że coś do mnie czuje, że jestem jej bardzo bliski, że chce by znajomość trwała dalej i ma nadzieję, że się między nami ułoży... Jasne... Mam wadę wzroku, ale nie jestem ślepy... Nie myliłem się. Potem stwierdziła, że owszem jestem bardzo fajny, ale on mieszka bliżej i zna go dłużej niż mnie, więc... od kilku miesięcy brak jakiegokolwiek kontaktu.

A druga...? hmm... Kobieta, na której jak narazie zależało mi najbardziej - na nikim jeszcze nigdy w życiu mi tak nie zależało... Poznana przez internet w przeddzień walentynek... Żeby było ciekawie - poznana przez internet, a mieszkająca.... 7 minut spacerkiem od mojego poprzedniego lokum. Jaki ten świat mały... Dowiadywałem się od niej różnych rzeczy. Poznawałem przerażające fakty z jej życia, jej myśli, które wcale mniej przerażające nie były. Wysłuchiwałem o jej byłych facetach, o ostatnim byłym najwięcej. Jak bardzo go kocha, jak bardzo tęskni, że wszystko się jej z nim kojarzy... Że on czasem ją olewa, a czasem pod wpływem chwili, spędzają razem upojne chwile... Choć potem to zawsze kończyło się głębokim dołkiem. Nie chciała jednak nic powiedzieć mu wprost, jak bardzo cierpi. Wolała to skrywać i udawać przed nim, że nic się nie stało... Moje pocieszanie nic nie dało, zapewnienia, że jest fantastyczną kobietą też nie. Któregoś dnia powiedziała, że z nudów do kogoś napisała, spotkali się i jest super. Już nie ma dołków, a facet jest fantastyczny i potrafi z nim spędzić dzień od rana do nocy... Po tygodniu znajomości gotowała jemu i jego braciom ciotecznym obiad u niego w domu. Po pięciu tygodniach jednak zagadała na moje gg... Okazało się, że facet chciał ją mieć jako pewniaka a spotykać się z innymi. Rozmowa jaką wtedy przeprowadziliśmy skończyła się tym, że przez tydzień się do mnie nie odzywała... Dlaczego? Ona na początku zgodziła się na taki układ, otumaniona jego słodkimi słówkami i dopiero potem poszła po rozum do głowy. Ale ja, nie mając pewności czy coś jej nie odbije znowu, napisałem do niej kilka słów dotyczących tej sytuacji. Takie podsumowanie... Nie spodobało się jej to, co tam przeczytała. A przeczytała, że postępuje naiwnie i wierzy w słodkie kłamstewka innych facetów, a mnie nie wierzyła i nie wierzy, chociaż mówię prawdę. Do tego kilka innych spostrzeżeń. Wszystko jednak zamykało się w stwierdzeniu, że i tak jest super dziewczyną z mnóstwem zalet i zasługuje na porządnego faceta. Po tym posądziła mnie, że celowo jej doradzałem, by zostawiła tamtego gościa, aby zająć jego miejsce. Bardzo się jednak pomyliła... Słyszałem od niej kilkanaście, a może kilkadziesiąt razy, że ona mnie nie chce, chociaż spełniałem niemal wszystkie jej wymagania. Prawie mieściłem się w przedziale "facet idealny"... Nie pasował kolor oczu, wzrost i brak umięjętności gotowania :> Na pytanie (zadawane zresztą wielokrotnie) "dlaczego nie ja?" nigdy nie uzyskałem odpowiedzi innej niż "tak po prostu". Za to usłyszałem kilka razy, że jestem za idealny, że moje poglądy są nie z tej epoki, a moje podejście i pomysły nie do zrealizowania w życiu, bo życie to nie bajka... Naturalnie także zapewniała, że wiązała z tą znajomością nadzieję... jasne... oczywiście w międzyczasie zaczepiała ludzi na necie, spotykała się z nimi i cały czas prowadziła profil w serwisie randkowym... A zabieganie o jej względy darowałem sobie w chwili, kiedy sobie kogoś znalazła. Dobrze o tym zresztą wiedziała, bo powiedziałem jej kilka razy, że ten moment będzie dla mnie oznaczać koniec trasy... Od tamtej pory kilka razy zamieniliśmy kilka słów na gg, przesłaliśmy sobie kilka mp3 i koniec... Od pewnego czasu kontaktu zero. Ale to nie koniec znajomości raczej... Wiem, że kogoś znowu ma i najprawdopodobniej unika mnie, żeby znowu nie usłyszeć jak ja to widzę... To właśnie ona sprawiła mi ostatnio największą przykrość... stwierdziła, że nie bierze do siebie moich uwag i rad, bo jak brała, to się dołowała. Skoro tak ją boli kilka słów prawdy - proszę bardzo, mogę nie pisać. Tylko po co w takim razie sama prosiła o rozmowę i prosiła żebym napisał jak to widzę? Teraz nie mam zamiaru odezwać się pierwszy. Sprawiła mi przykrość - to tak jakby napisała "mam Cię w dupie, ale pisać możesz. Najwyżej będziesz pisać szybciej". Teraz to jest także kwestia honoru. A tak w ogóle, to byłem bardziej optymistą niż realistą właśnie do momentu, w którym zacząłem zabiegać o jej względy... Potem było już tylko gorzej.

W ogóle ostatnio odnoszę wrażenie, że wszyscy mnie unikają. Zagaduję do kogoś ze znajomych i albo nikt mi nie odpowiada, odpowiedzi są bardzo wymijające i widać na pierwszy rzut oka, że ktoś rozmawiać nie chce, albo ktoś stwierdza, że musi już iść, bo cośtam ma do zrobienia. I tak za każdym razem... Poza dwoma przyjaciółmi - kumplami z mojej grupy dziekańskiej. Oni najczęściej się odzywają...

Jest jeszcze ktoś, kto postawił mnie w podobnej sytuacji... Ale o tym raczej tutaj nie napiszę. Jeszcze nie teraz... Poza tym - starczy opowieści, jak na jedną notkę. Pozdrawiam serdecznie...

25 września 2004   Komentarze (11)

"Nie mam nic..."

Może na wstępie wyjaśnię, że nie twierdzę, iż nie byłem nigdy zadowolony z życia, nie cieszyłem się z jakiegoś powodu. Cieszyłem się jak dziecko, gdy zobaczyłem wyniki egzaminów do szkoły średniej. Cieszyłem się jak dziecko, kiedy dostałem stypendium, cieszyłem się kiedy ogłaszane były wyniki matury i kiedy dostałem się na studia... choć nie takie jakie chciałem :) Dlatego to, co napiszę poniżej dotyczy tylko ostatniego okresu mojego życia... trochę ponad rok. I jest to dopiero rozgrzewka przed następną notką... :] Dobra, nadszedł czas na wymienienie powodów do "radości" ;)

Studia.
Owszem, studiuję sobie. W wyniku przykrych wydarzeń sprzed roku oraz sytuacji, o której wspomniałem w swojej pierwszej notce, a także śmierci prowadzącego moją pracę przejściową, nie wiem jak długo utrzymam status studenta... Powód do radości: nie stwierdzono.

Zasobność portfela.
18 mln zł na koncie: nie stwierdzono. Jednej osiemnastej tego też nie... Stwierdzono za to powiązanie źródła dochodu ze studiami, wobec czego sytuacja jest nieciekawa. Powód do radości: nie stwierdzono.

Ukochana.
Kochająca mnie kobieta: nie stwierdzono. Kobieta mną zainteresowana na poważnie: nie stwierdzono. Szanse na stworzenie związku w najbliższym czasie: nie stwierdzono. Powód do radości: nie stwierdzono.

Praca.
Aktywność zawodowa: nie stwierdzono. Powód do radości: nie stwierdzono.

Zdrowie i życie rodzinne.
Tutaj narzekać zbytnio nie mogę, aczkolwiek różowo nie jest. Ot, standard...

Pewnie zaraz znajdą się głosy, że przecież może być gorzej, że są ludzie, którzy nie mają nawet tego co ja, więc powinienem się cieszyć z obecnej sytuacji... Ja to widzę tak: to co opisałem powyżej, to wprawdzie nie powody do płaczu (poza szczególnymi sytuacjami...), ale powody do radości też nie... Powody do smutku są akurat ściśle związane z płcią przeciwną. Pozostałe problemy na dobrą sprawę nie robią na mnie większego wrażenia... Dlaczego? Po prostu kochająca kobieta u boku będzie dla mnie szczęściem. Wtedy z resztą spraw sobie poradzę, w ten czy inny sposób...

Następna notka będzie nawiązaniem do pierwszej. Tym sposobem zamknę pewien krąg wydarzeń. Możliwe, że poczujecie się, jakbyście mieli deja vu - "ja już to gdzieś czytałam/em". Ja często się tak czuję...
Pozdrawiam serdecznie.

25 września 2004   Komentarze (9)
Ksiaze | Blogi