# 345
Cesarka. 2.9 kg, 53 cm, 10 p. Apgar
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 |
10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 |
17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 |
24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 |
Cesarka. 2.9 kg, 53 cm, 10 p. Apgar
Wczoraj pompa z oksytocyną. Dzisiaj żel z prostaglandyną. Trudne słowo.
Niech się zatem dzieje.
Jutro Sloneczko ma test oksytocynowy. Nie bardzo wiem czego sie spodziewać i co może się wydarzyć, dlatego mocno trzymajcie kciuki.
Szpitalny tydzień za nami. Dom-praca-szpital-dom. Kiedy wychodze - jest JESZCZE ciemno. Kiedy wracam JUZ jest ciemno... Za to rano i wieczorem tak samo zimno.
Cisnienie wysokie Sloneczko ma nadal, choc nikt nie wie dlaczego. KTG na szczescie prawidlowe, USG prawidlowe, cala reszta w zasadzie tez jakos przejdzie.
Jesli samo nic sie nie zadzieje, do konca 37. tygodnia ja przetrzymaja (czyli 8 dni jeszcze) i potem moze beda wywolywac porod (oksytocyna czy inne swinstwo). Tak czy inaczej - generalnie nastawiam sie na placz dziecka w ciagu okolo tygodnia. Czasem sni mi sie Jasiek, chociaz nie bardzo wiem jak bedzie wygladac... Kiedy patrze na jego pokoik niemal slysze jego glosik, czuje zapach... Widze go oczyma wyobrazni lezacego w kolysce przygrywajacej mu do snu...
Chociaz zdaje sobie sprawe, jak wiele zmieni jego obecnosc, to tak naprawde... nie moge sie tego momentu doczekac. Chociaz wiem, ze bedzie ciezko, moze nawet bardzo ciezko. Ze czasu bedzie malo, albo nawet mniej. Mniej niz teraz znaczy sie. Jego jeden usmiech bedzie w stanie zrekompensowac wiele... Ale poki co czekac trzeba. Cierpliwie. Chociaz Sloneczko ma juz serdecznie dosc, musimy oboje czekac cierpliwie na odpowiedni moment. Lekarze musza zadecydowac, kiedy on nadejdzie...
btw: "dawny" Ksiaze pisal dluzsze notki, bo czasu mial wiecej, a jego jedynym przyjacielem byl wtedy komputer, a powiernikiem sekretow - Wy...
Zrobiłem pranie, rozwiesiłem. W pustym mieszkaniu tylko wiatr świszcze po kątach, a przez okno księżyc spogląda na moją postać snującą się po domu. Martwą ciszę przeszywa monotonny dźwięk wiatraków w komputerze.
Za każdym razem, gdy nadchodzi taki moment, jeszcze bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak puste bez Niej byłoby moje życie. Dzięki Niej (no, z moją małą pomocą :P) nasze życie dopełni, bo mam nadzieję, że nie wypełni... mały człowieczek. Syn. To brzmi dumnie.
A przecież kiedyś mieszkałem sam, moja mała pustelnia była... miejscem, do którego chciałem wracać. Teraz najchętniej snułbym się po mieście, aż do rozpoczęcia godzin odwiedzin, ale niestety - w pracy mogliby nie wykazać pełnego zrozumienia dla moich potrzeb :)
Dzisiejsze badanie ktg zakończyło się przyspieszonym o jeden dzień pobytem w szpitalu. To nic, że wiedzieliśmy, że jutro mamy się stawić zgodnie ze skierowaniem.
Ten jeden dzień wywołał tyle Jej łez i stresu, niepotrzebnego zresztą... Bo nie spakowana, bo nie kupione kilka rzeczy. Niby drobnostki, a jednak...
Drobnostki, bo z dzieciaczkiem wszystko w porządku, wyniki badań jak najbardziej ok, poza ciśnieniem przyszłej mamy, które nadal utrzymuje się na wysokim poziomie. Nie wiadomo ile to potrwa, ale pewne jest jedno - właście rozpoczął się ostatni etap w drodze do dziecka.
Osoby, które czytały i pamiętają co nieco z moich starych (a jakże...) notek, mogą dostrzec pewne podobieństwo... Pewien subtelny dzwięk, który się z nich wydobywa...
Słyszycie...? To samotność... Oby do jutra.
Jakiś tydzień temu mieliśmy ostatnie zajęcia ze "szkoły rodzenia". Za jakiś miesiąc egzamin. Praktyczny :)
Do wielkiego finału pozostało coraz mniej czasu. Czas biegnie niesłychanie szybko i ciągle ma się wrażenie, że przygotowania jeszcze w lesie. Graty z pokoju nie wywiezione, łóżeczko nie złożone, komoda nadal czeka do odebrania w sklepie, kołyska w pudełku leży gdzieś w mieszkaniu.
Ten weekend zgodnie z planem jest momentem, kiedy przygotowania nabiorą konkretnego kształtu i meble zajmą swoje miejsce... Skręcimy wózek, kołyskę i będziemy dalej czekać... na Jaśka... z niecierpliwością :)