Minął pierwszy dzień świąt. Nie tak go sobie wyobrażałem. Nie tak go miałem spędzić.
Chciałem go spędzić z rodziną, w miłej i radosnej atmosferze. No cóż, ale po co mi na to pozwalać, skoro można przyjechać i w jednym zdaniu razem z życzeniami, poinformować mnie, że w bagażniku jest komputer, który ma mnóstwo jakiś wirusów, wiesza się i głośno buczy… :/ Super, zawsze marzyłem o takich świętach! No, ale dobrze… czego się nie robi dla rodziny… Pół dnia zeszło mi przy komputerze, chociaż miałem dziś przy nim nie siedzieć. Ale udało się – zainstalowałem wszystko…
W międzyczasie było świąteczne jedzenie, rozmowy na tematy mniej i bardziej poważne i męcząca momentami obecność siostrzenic…
Goście pojechali, ale to nie koniec mojego cudownego dnia… W trakcie rozmowy z dowiedziałem się, że to nie było takie straszne dla mnie, bo ja nie mam czasu do drugiej siostry pojechać i naprawić komputera, więc to było jedyne wyjście… Poza tym ona spędziła dwa dni w kuchni i też wolałaby inaczej… No fantastycznie. Tylko, że jej kochany, wspaniały i idealny synek dzisiaj prawie cały dzień grał, tylko przychodził kiedy podawano jedzenie. Nie zaszczycił gości swoją obecnością, rozmową, czy jakimkolwiek innym zajęciem, w którym mogliby uczestniczyć. Siedział przy komputerze i grał. Oczywiście – jemu wolno tak robić. On przecież nie jest mną, prawda? Tylko w takim razie do qrwy nędzy czemu siostra tak często o tym zapomina? Amnezja selektywna, czy jak?
Do tego dowiedziałem się, że on ma w szkole bardzo ciężko i ja gdybym chodził do tej szkoły też bym sobie na pewno nie poradził. A ja to pierdolę! Tak właśnie! Zawsze musiałem polegać na sobie. Wszystko musiałem zrobić sam, nikt nie mógł mi pomóc. Tak się akurat ułożyło moje popaprane do niedawna życie, że jeśli do czegokolwiek doszedłem, to jest to wyłącznie moja zasługa. Ja, w odróżnieniu od siostrzeńca sam odrabiałem wszystkie lekcje, sam się uczyłem, sam czytałem książki. Czytałem lektury, sam pisałem wypracowania. Nie udzielano mi korepetycji. Z dwóch powodów. Nie było na nie stać moich rodziców, a dwa – nawet gdyby było ich stać moja duma nie pozwoliłaby mi na to… A siostrzeniec? Połowę lekcji odrabia za niego siostra, bo przecież „on nie będzie humanistą”… no fajowo, ale maturę chyba będzie pisać sam, czy może też napisze ją za niego…? Co jakiś czas bierze korepetycje z matmy, chociaż wszystko czego mu potrzeba, może znaleźć w książkach, które ma w domu i można się z nich spokojnie wszystkiego nauczyć. Ale nie… on jest cudowny, wspaniały i zdolny.
Ja za to źle gospodaruję czasem! Nie uczę się! Ja mam na studiach łatwiej! Znowu pierdolenie o Chopinie… Nie, ja nie mam łatwiej. Ja się uczę sam. Jeśli ktokolwiek może mi pomóc, to jedynie koledzy z grupy, a i to mało kiedy.
Do tego Tołdi (czyt. siostrzeniec) tupie, kiedy nie może grać bo ma za duże opóźnienia. A ponieważ mieszka w pokoju nade mną, nie jest to przyjemne. Krew mnie po prostu zalewa. Bo gra opóźnienia ma nie z mojej winy. Połowa łącza jest moja, bo za nie płacę. Nie mam zamiaru mu całości oddawać bo musi pograć. Muszę czasami wysłać pocztę, ściągnąć pliki. Ja w odróżnieniu od niego wykorzystuję Internetu do ważniejszych celów. Informacje na uczelnię, wysyłanie projektów, szukanie zleceń na strony www, ściąganie materiałów na zajęcia, przygotowywanie prezentacji…
Kiedy więc przychodzę i mówię siostrze, że Tołdi mi tupie i mnie to wqrwia po prostu, co słyszę? Że przesadzam, bo mi to nie przeszkadza tak bardzo, że jestem przewrażliwiony, że on sobie tak potupie i przestanie. Oczywiście to, że lekceważy moje smsy jest nieistotne, tak jak to, że lekceważy moją osobę jeśli chodzi o korzystanie z Internetu. On jest ważny. Ja nie.
A minutę wcześniej szwagier mówił o swoim zięciu, że nienawidzi jego egoizmu! I co to ma być? Widzą pod lasem, nie widzą pod nosem? Nawet kiedy pokazuję mu dokładnie gdzie problem jest?
Tak jest za każdym razem, kiedy chodzi o coś związanego z Tołdim. Zawsze on jest nietykalny, zawsze on jest cacy, zawsze to on jest pokrzywdzony. Nie ważne, że to on dokucza, że nie szanuje mnie i na zbyt wiele sobie pozwala. Bo wg siostry ja PRZESADZAM.
Czy siostra i szwagier kiedykolwiek pójdą po rozum do głowy? Czy kiedykolwiek zmądrzeją…? Mam serdecznie dość. Nienawidzę być lekceważony. Nie wiem ile jeszcze tu wytrzymam. Nie będę mieszkać w miejscu, w którym nikt się nie liczy z moim zdaniem, gdzie Tołdi jest świętością i nikt nie ma prawa nic mu zrobić. Nie umieją go wychować. Ja tego za nich robić nie będę, ale nie będę się też męczyć z tego powodu.