Strach...
To był długi dzień. Długi i męczący. Zaczął się o 8:00 rano, kiedy to musiałem wstać niewyspany. Spało mi się źle, bo samotnie. Szybkie śniadanie, potem bieg do autobusu. Myślałem, że nie wyrobię ze zmęczenia. Muszę ostro się wziąć za swoją kondycję, bo jest gorzej niż źle...
Pierwsze co mnie czekało na wydziale to kolokwium. Wynik nie był pozytywny. Potem ponad 2h okienka, a później 6h nudnych zajęć. Głodny i zmęczony dotarłem do domku. Cały wieczór martwiłem się o moje Słoneczko... zapomniałem, że ma swoje zajęcia akurat... ech... muszę zapamiętać Jej rozkład zajęć w ciągu tygodnia...
A odnośnie mojego Słoneczka... Dzisiaj po raz pierwszy sprawiła, że poczułem smutek. Dopiero po powrocie z wydziału. Byłem w całkiem dobrym nastroju, dopóki nie zajrzałem na blogi. Zrobiło mi się przykro. Bardzo przykro. Rozumiem, że nie było różowo, że było Jej ciężko. Rozumiem, że się może bać czasami... Wiem, że nie znamy się w końcu tak długo... ale... mimo wszystko... nie sądziłem, że tak nisko mnie ceni. Staram się dać Jej tyle ciepła i uczucia ile w sobie tylko mam... Może nie staram się wystarczająco...? Ale w końcu chyba nie ograniczam się do słów...? Szkoda, że nic nie wspomniała przez cały dzień o swoich obawach, o śnie i o lękach... Smutno mi... :( Ja już chcę niedzielę... może w końcu uda mi się Ją przekonać jakoś, że nie jestem jednym z wielu... i że nie chcę Jej skrzywdzić... muszę się bardziej postarać... bo nie chcę by się bała...
Dodaj komentarz