No i mamy rok 2005...
No i mamy rok 2005, a ja jestem o kolejny rok starszy. Ostatni dzień roku był bardzo długi i pełen wrażeń. I troszkę nerwowy. Rano pojechaliśmy z moim Słoneczkiem i Jej koleżanką na zakupy. Kupiłem sobie nową marynarkę i koszulę. I to nie dlatego, że taki miałem kaprys, tylko, że nie byłem na żadne wyjście do klubu przygotowany. Słoneczko i koleżanka szukały różnych elementów swoich kreacji. W końcu wszyscy coś kupiliśmy. Do wieczora ze Słoneczkiem leniuchowaliśmy, aby potem zaprosić wspomnianą wcześniej koleżankę na tort i szampana :) Potem trzeba się było wyszykować... Prasowanie, makijaż itp itd... I tutaj zaczęły się schody. Słoneczko zaczęło się wahać co do kreacji. Kiedy w końcu byliśmy gotowi, okazało się, że zamówienie taksówki graniczy z cudem... Po kilkunastu minutach się udało. Pojechaliśmy pod wskazany adres. Potem oczekiwanie pod lokalem na kilka osób i... Zaczęła się impreza :) Jedzenie było średnie, muzyka całkiem niezła, choć czasami leciały hity z zamierzchłej przeszłości... Pokolenie moich rodziców, a dla wielu z Was zapewne dziadków :) Wypiliśmy kilka drinków, sporo czasu spędziliśmy na parkiecie. Do domu wróciliśmy o 3:30. To był dłuuuugi dzień, ale udany. Szkoda tylko, że moje Kochanie tak bardzo się denerwuje... Nie dziwię się Jej zdenerwowaniu, jednak sposób w jaki to uzewnętrznia... hmm... trzeba nad tym popracować :)
Pierwszy dzień roku 2005 spędziliśmy w domu leniuchując. Ale było (i jest :)) miło. Lubię z Nią odpoczywać... bardzo. Ogarnia mnie spokój, zapominam o troskach, po prostu odpływam. I to wszystko dzięki Niej...
Dodaj komentarz