Jednak pokonani... chyba...
"(...)Siedzę na parapecie okna,
I obserwuję ludzi tłum - smutno mi,
Już nadchodzi noc i na każdego z nich,
W domu czeka ktoś, a ja jestem sam...
Wtedy burza nadchodzi, wtedy pada deszcz,
Nagle świat się rozpadał, płynie moja krew,
Powiedz mi, jak długo jeszcze czekać mam,
Ale pośpiesz się, bo za późno będzie już."
IRA "Deszcz"
Nie mam już siły nawet, by ciągle mówić "nie rozumiem...". Ale widocznie nie mam rozumieć... Wszystko dzieje się poza mną... Rzeczy o których myślę i z którymi wiążę nadzieję, zawsze okazują się tylko moją chorą wyobraźnią... Na co ja liczyłem tym razem? Że co? Że moje życie się ułoży...? Że w końcu szczęście zawita w moje progi...? Do dzisiaj myślałem, że Bóg mnie nie lubi... myliłem się. On mnie chyba nienawidzi. Tak - dobrze przeczytaliście. I możecie nie pisać, że nie mam racji... Nie potrafię inaczej wytłumaczyć tego co przynosi mi życie. A przynosi ciągle to samo - niespełnione nadzieje... I choć teraz nadal się tli, to jednak pewnie znowu jest złudna... Mówi się, że nadzieja jest matką głupich, ale jak każda matka kocha swoje dzieci... Albo nie jestem głupi, albo mnie nie kocha... Idę spać. To znaczy, próbować, choć wątpię aby mi się udało. Dobranoc.
Dodaj komentarz